czwartek, 29 marca 2012

Proces bp. Czesława Kaczmarka

Józef Kossecki


Tymczasem po serii procesów pokazowych księży kurii krakowskiej i kieleckiej w lipcu szefowie WUBP otrzymali wiadomość, że we wrześniu 1953 roku przewidywany jest pokazowy proces sądowy ordynariusza kieleckiego biskupa Czesława Kaczmarka, więzionego przez bezpiekę od 1952 roku. Józef Światło twierdzi, że decyzja aresztowania bp. Kaczmarka zapadła w Moskwie jeszcze za życia Stalina.
Aresztowano go w styczniu 1952 roku po tzw. procesie wolbromskim, w czasie którego na ławie oskarżonych zasiadło dwóch niewinnych księży podległej bp. Kaczmarkowi parafii. Śledztwo prowadził osobiście płk Józef Różański, dyrektor Departamentu Śledczego MBP. Miał to być "wystrzałowy" proces, tym razem skierowany przeciwko samemu prymasowi Wyszyńskiemu. Według Światły akt oskarżenia był wynikiem pracy zbiorowej ludzi partii i bezpieki. Przygotowywali go: płk Henryk Chmielewski, płk Józef Różański, prokurator wojskowy Zarako-Zarakowski, redaktor "Nowych Dróg" Roman Werfel i doradca Radkiewicza Rosjanin płk NKWD Kowalczuk. W piśmie z 10 września 1953 roku Radkiewicz stwierdził, że będzie to jeden z najważniejszych procesów politycznych, jakie dotąd odbyły się w Polsce i będzie zarazem «silnym uderzeniem w reakcyjną część hierarchii kościelnej, w jej watykańskich inspiratorów i ich mocodawców anglo-amerykańskich»6.

W dniach od 14 do 21 września 1953 r. przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Warszawie odbył się proces ordynariusza kieleckiego biskupa Czesława Kaczmarka i czworga przedstawicieli duchowieństwa z jego diecezji.

W "Trybunie Ludu"z 14 września 1953 r. ukazał się artykuł pt. "Na zlecenie Watykanu - na usługach USA i neohitlerowców dywersanci i szpiedzy w szatach kapłańskich działali na szkodę narodu i państwa polskiego".

Znamienne były podtytuły w tym artykule, oddają one atmosferę, w której odbywał się proces i ton ówczesnej propagandy:

"Ks. Kaczmarek - zdrajca w biskupich szatach";

"Nadużywając szat kapłańskich zmierzali do przywrócenia kapitalizmu w Polsce i pozbawienia narodu polskiego niepodległości";

"Przeciw naszym Ziemiom Zachodnim w interesie neohitlerowców i imperialistów amerykańskich";

"Zbrodnicze próby zahamowania rozwoju gospodarczego Polski";

"Zbieranie wiadomości szpiegowskich w czasie... spowiedzi";

"Zbiorowisko «dwójkarzy», reakcyjnych księży, zakonnic i faszystów z UPA - na dolarowym żołdzie Waszyngtonu i Watykanu";

"Ks. Kaczmarek nakazywał współpracę z okupantem, gdy patrioci - wśród nich duchowni - ginęli w hitlerowskich obozach i więzieniach";

"Powolne narzędzie wrogiej Polsce i ludzkości polityki imperializmu amerykańskiego"
7.

W akcie oskarżenia znalazły się takie m. in. stwierdzenia:

"W okresie przedwojennym reakcyjne środowiska hierarchii kościelnej - wśród której poważną rolę odgrywał już wtedy osk. Kaczmarek - stanowiły oparcie dla sanacyjnej, faszystowskiej dyktatury, spychającej Polskę w przepaść katastrofy wrześniowej.
Zgodnie z watykańską stawką na Hitlera hierarchia kościelna i reakcyjne elementy kleru w Polsce popierały prohitlerowską politykę sanacji i wraz z nią stanowiły jeden blok faszystowski, prohitlerowski, antydemokratyczny i antyrobotniczy, dążący do spętania Polski sojuszem z Hitlerem, do wtrącenia naszego narodu w krwawą awanturę przeciwko Związkowi Radzieckiemu.
Klerykalni "socjologowie" okresu przedwojennego, wśród których jedną z czołowych ról odgrywał właśnie osk. Kaczmarek, usiłowali stworzyć podstawę "teoretyczną" tej faszystowsko-klerykalnej koncentracji w oparciu o encykliki papieskie.
Głosili oni faszystowski ustrój korporacyjny, solidaryzm społeczny, czyli podporządkowanie mas ludowych klasom wyzyskującym, szerzyli propagandę profaszystowską i prohitlerowską.
(...) Osk. Kaczmarek działając w myśl dyrektyw politycznych Watykanu - zgodnie z interesami hitlerowców i w porozumieniu z gestapo - usiłował obezwładnić społeczeństwo polskie wobec okupanta i przeciwstawić się nastrojom walki z nim, potępiając i szkalując walkę konspiracyjną prowadzoną przeciwko okupantowi.
(...) Osk. Kaczmarek zgodnie ze swoją prohitlerowską i antynarodową postawą przez cały okres okupacji osobiście i przez podległych mu księży współpracował z pozostającą na usługach gestapo tzw. "brygadą świętokrzyską" NSZ i okręgowym dowództwem NSZ. Współpraca ta wyrażała się w delegowaniu do "brygady świętokrzyskiej" i innych band NSZ-owskich księży jako kapelanów.
Osk. Kaczmarek przez cały okres okupacji, a szczególnie od 1943 r., działając w interesie okupanta, celem opóźnienia klęski Niemiec hitlerowskich, prowadził osobiście i za pośrednictwem podległych mu księży antykomunistyczną i antyradziecką kampanię propagandową, usiłując w ten sposób odciągnąć społeczeństwo polskie od walki z okupantem, przy czym współdziałał w tej akcji również z tzw. Stronnictwem Narodowym i z NSZ oraz z delegowanym do niego w tym celu przez szefa gestapo radomskiego, Fuchsa, agentem gestapo (...)"
8.

W dalszej części akt oskarżenia zarzucał biskupowi Kaczmarkowi prowadzenie działań z zakresu dywersji politycznej i gospodarczej przeciw Polsce Ludowej oraz współdziałanie z wywiadem USA.
Nie warto przytaczać tego, co mówił na procesie prokurator, warto natomiast - dla zobrazowania mechanizmu procesu - przytoczyć charakterystyczny wyjątek z przemówienia obrońcy biskupa Kaczmarka, Mieczysława Maślanki, który w swej mowie obrończej stwierdził:

"Obrona nie ma żadnych zastrzeżeń co do zebranego materiału dowodowego i nie ma również żadnych zastrzeżeń w przedmiocie kwalifikacji prawnej zarzucanych oskarżonym czynów, a to dlatego, że te wszystkie czyny są jednej kategorii. Wszystkie czyny, które zarzuca się oskarżonemu Kaczmarkowi, a które były dokonane w ciągu dwudziestu pięciu lat - w gruncie rzeczy objęte są jedną kwalifikacją prawną"9.

"Każda konspiracja prowadzić musi do wywiadu. Do wywiadu drzwi są otwarte, ale wyjście jest trudne. Zaledwie oskarżony uwolnił się przez śmierć Hlonda od jego opieki konspiracyjnej, już mocno siedział w szponach wywiadu amerykańskiego"10.

Biskup Kaczmarek został w dniu 22 września 1953 r. skazany na 12 lat więzienia z utratą praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na okres 5 lat wraz z przepadkiem całego mienia na rzecz Skarbu Państwa. Pozostali oskarżeni otrzymali kary od 5 do 10 lat więzienia.

Dla ścisłości trzeba tu dodać, że po przełomie październikowym w 1956 r., Najwyższy Sąd Wojskowy uchylił wspomniany wyrok na biskupa Kaczmarka, zaś Naczelna Prokuratura Wojskowa uznała, że motywy, na które powoływał się ks. biskup Kaczmarek w swoim wniosku rehabilitacyjnym, złożonym do władz są słuszne i że istotnie zaznania w jego sprawie były wymuszone, zarówno u oskarżonych, jak i u świadków. W związku z tym sprawę w całości umorzono. Biskup Kaczmarek wrócił wówczas triumfalnie do swej diecezji.

Proces biskupa Kaczmarka został wykorzystany do propagandy przeciwko Kościołowi, która miała stać się psychologicznym przygotowaniem do aresztowania prymasa Wyszyńskiego.

W propagandzie skierowanej przeciwko biskupowi Kaczmarkowi i tzw. reakcyjnemu klerowi nie zabrakło głosu "postępowych" katolików.

"Wrocławski Tygodnik Katolicki" z 27 września 1953 r. opublikował artykuł Tadeusza Mazowieckiego pt. "Wnioski", w którym czytamy m. in.:

"Na rozprawie sądowej zanalizowana została przestępcza działalność oskarżonych jak i jej skutki. Wychowanie nacechowane podejrzliwością i wrogością wobec postępu społecznego, atmosfera środowiska społecznego rozniecająca lub choćby tylko podtrzymująca bezwzględną wrogość wobec osiągnięć społecznych Polski Ludowej, wpływy polityczne pochodzące z zewnątrz i wyrosła na tym wszystkim błędna postawa polityczna ks. biskupa Kaczmarka, która doprowadziła go do kolizji z prawem - oto sumarycznie ujęte przyczyny działalności przestępczej oskarżonych. Doprowadziły one do czynów skierowanych przeciwko interesom własnego narodu. Doprowadziły ks. biskupa Kaczmarka do działalności wrogiej wobec interesu narodowego i postępu społecznego w okresie przedwojennym, okupacyjnym i w Polsce Ludowej.
Doprowadziły w szczególności nie tylko do postawy przeciwnej nowej rzeczywistości naszego kraju, nie tylko do podrywania zaufania w trwałość władzy ludowej i nowych stosunków społecznych w Polsce, ale i do uwikłania się we współpracę z ośrodkami wywiadu amerykańskiego, które pragnęły posługiwać się przedstawicielami duchowieństwa, jako narzędziem realizacji swych wrogich Polsce planów"
11.

"Ku tej szkodliwej działalności kierowały ks. biskupa Kaczmarka i współoskarżonych poglądy prowadzące do utożsamiania wiary ze wsteczną postawą społeczną, a dobra Kościoła z trwałością i interesem ustroju kapitalistycznego.
Z tego stanowiska wynikało wiązanie się z imperialistyczną i nastawioną na wojnę polityką rządu Stanów Zjednoczonych (...)
Proces ks. biskupa Kaczmarka udowodnił również naocznie, i to nie po raz pierwszy, jak dalece imperializm amerykański, pragnący przy pomocy nowej wojny, a więc śmierci milionów ludzi, narzucić panowanie swego ustroju wyzysku i krzywdy społecznej krajom, które obrały nową drogę dziejową, usiłuje różnymi drogami oddziaływać na duchowieństwo oraz ludzi wierzących i kierować ich na drogę walki z własną ojczyzną, stanowiącą wspólne dobro wszystkich obywateli. Przedstawiając się jako obrońca cywilizacji chrześcijańskiej, imperializm amerykański dokonuje nadużycia, pragnąc oszukać katolików w krajach demokracji ludowej, w szczególności w Polsce, że nowa wojna, wojna dokonywana przy pomocy neo-hitlerowskiego Wehrmachtu ma pozostawać w zgodzie z dobrem Kościoła. To nadużycie wymaga stanowczego odporu od nas, którzy wiemy, że dobrem Kościoła nie jest wojna, a katolicyzm pełni swą misję przez apostolstwo a nie przez siłę polityczną i militarną.
Stawiający na skłócenie wewnętrzne Polaków imperializm amerykański musi otrzymać stanowczą odprawę od polskich katolików. W szczególności ważne jest wyraźne i stanowcze odcięcie się od tych usiłowań przez władzę kościelną w Polsce - Episkopat, na przeciwstawienie którego interesom naszego narodu i jego nowej drodze rozwojowej liczy wciąż imperializm amerykański.
(...) Bolesny dla sumień wierzących proces ks. biskupa Kaczmarka dobiegł końca. Wyciągnięcie wniosków z jego przebiegu - jak już podkreślaliśmy - jest konieczne, aby podobna sytuacja nie miała nigdy więcej miejsca. (...)"
12.

"Na odprawie aktywu kierowniczego MBP we wrześniu 1953 r. poświęconej procesowi bp. Kaczmarka wiceminister Ptasiński podał tezy, które urzędy bezpieczeństwa miały wykorzystać w czasie wieców i masówek. Brzmiały one następująco:

«1) Proces wykazał antypolską działalność Watykanu, który zawsze był przeciwny żywotnym interesom narodu polskiego, począwszy od zarania państwa polskiego poprzez wszystkich królów polskich i w okresie okupacji, czego ukoronowaniem był proces bp. Kaczmarka.

2) Episkopat Polski jest ekspozyturą Watykanu. Proces wykazał antypolską politykę episkopatu, która była przeciwna planowi 3-letniemu i 6-letniemu, a zatem była przeciwko rozwojowi Polski.

3) Proces wykazał haniebną rolę reakcyjnej części episkopatu w odniesieniu do Ziem Odzyskanych, która gotowa była na polecenie Watykanu złożyć je w ofierze neohitlerowcom z Adenauerem na czele.

4) Proces ten był procesem zdrajców, którzy wykorzystując swobodę działania Kościoła, a także uczucia wierzących, prowadzili wrogą przeciwko państwu ludowemu działalność dywersyjno-szpiegowską»
.

Wiceminister pouczał swoich podkomendnych, że propagandy nie można ograniczać tylko do stwierdzenia, że bp Kaczmarek jest szpiegiem i dywersantem, ale że dzięki procesowi został odkryty «kawał historii o wielkiej wadze politycznej, został odkryty rąbek tajemnicy, co dzieje się za fioletami i purpurą. Szpiegostwa i dywersji było sporo, ale główna waga tego procesu to kompromitacja Watykanu i episkopatu».

Kiedy władze uznały, że grunt został właściwie przygotowany, nocą 26 września 1953 r. funkcjonariusze UB aresztowali prymasa Stefana Wyszyńskiego, którego natychmiast wywieziono z Warszawy w niewiadomym Jemu kierunku i osadzono w przerobionym na więzienie klasztorze w Stoczku w pobliżu Lidzbarka.
(Prymas spędził następnie w odosobnieniu ponad trzy lata - przyp J. K.) Prymasa strzegł oddział złożony z 60 żołnierzy KBW pod dowództwem płk. SB Czarnoty. We wszystkich pomieszczeniach przygotowanych dla prymasa założono podsłuchy w taki sposób, że można było śledzić każdy jego krok. Ponadto do «pomocy» dano mu zwerbowaną znacznie wcześniej na agenta UB zakonnicę o kryptonimie «Ptaszyńska» (faktyczne nazwisko Maria Leonia Graczyk ze Zgromadzenia Sióstr Rodziny Marii), która skrupulatnie dzień po dniu pisała dziennik i składała raporty, wyszczególniając w nich nie tylko wypowiedzi prymasa, ale także jego zachowanie. Została przez prymasa rozpoznana jako agentka UB dopiero pod koniec jego pobytu w więziennym klasztorze w Komańczy na terenie Bieszczad"13.

"Po serii procesów i powszechnej propagandy antykościelnej uprawianej przez wszystkie środki masowego przekazu, wieców, zebrań, aresztowań wielu księży władze uznały, że duchowieństwo jest wystarczająco wystraszone, żeby mu narzucić swoją wolę. 28 września 1953 r. wezwano do Bieruta do Belwederu cały polski episkopat.
Bierutowi towarzyszyli wówczas Franciszek Mazur i Józef Cyrankiewicz. Na tym pompatycznie urządzonym spotkaniu, stosując metody kija i marchewki, wymuszono na obecnych biskupach wydanie oświadczenia, którego wstęp według "Trybuny Ludu" z 29 września 1953 r. miał następujące brzmienie:

«Episkopat polski w trosce o dobro Kościoła i narodu, a zarazem w interesie jedności i zwartości naszego narodu zdecydowany jest starać się, aby nie dopuścić na przyszłość do wypaczenia intencji i treści Porozumienia z kwietnia 1950 roku i stworzyć sprzyjające warunki do normalizacji stosunków między państwem i Kościołem. Episkopat, który potępiał tworzenie i działanie ośrodków dywersyjnych przeciwko państwu, odgradza się od atmosfery sprzyjającej takiej działalności i uważa, że powinna ona ulec zasadniczej zmianie. Godne ubolewania fakty ujawnione w procesie biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka wymagają zdecydowanego potępienia. Episkopat nie będzie tolerował wkraczania przez kogokolwiek z duchowieństwa na drogę szkodzenia ojczyźnie i będzie stosował wobec winnych sankcje zgodne z prawem kanonicznym. Episkopat przeciwstawia się również wiązaniu religii i Kościoła w egoistycznymi celami wrogich Polsce kół zagranicznych, które chciałyby nadużywać uczuć religijnych dla rozgrywek politycznych».

Przewodniczącym episkopatu został sympatyzujący z PAX-em bp Michał Klepacz, ordynariusz łódzki. Oświadczenie biskupów potępiane przez niektórych księży zostało wymuszone ówczesną sytuacją polityczną. Należy jednak podkreślić, że aresztowanie prymasa pociągnęło skutki odwrotne od zamierzonych, nastąpiło bowiem umocnienie autorytetu zarówno prymasa, jak i Kościoła.

Minister Radkiewicz w dalszym ciągu zalecał czujność wobec poczynań "reakcyjnej części kleru", bo walka z Kościołem bynajmniej się nie kończyła. W piśmie skierowanym "do rąk własnych" szefów WUBP podkreślał, że zapoczątkowany zwrot w stosunkach między państwem i Kościołem musi być pogłębiany i poszerzony drogą systematycznej pracy aparatu bezpieczeństwa w dalszej izolacji "elementu zdecydowanie wrogiego wśród kleru" oraz przez pozyskiwanie księży chwiejnych.
Podkreślił przy tym, że jest to niezbędne, ponieważ "elementy wrogie" starają się podważyć podpisaną deklarację episkopatu i nie realizować wynikających z niej zobowiązań. Nakazał by Departament XI MBP w większym stopniu docierał do kurii, zakonów, dekanatów i innych instytucji kościelnych w celu kontroli ich poczynań, zwłaszcza w przedmiocie realizacji przyjętych przez episkopat zobowiązań. Dodał, że obecna sytuacja po oświadczeniu episkopatu stworzyła duże możliwości werbunku księży na agentów lub co najmniej poszerzania środowiska księży patriotów. Był przekonany, że nie trzeba już będzie zmuszać księży do wykonywania określonych zadań dla resortu i pozyskiwać ich będzie można dobrowolnie, ponieważ w łonie samego episkopatu nastąpiły "pozytywne zmiany". Wciąż jednak przestrzegał przed zbytnim optymizmem, nakazując bezwzględną czujność i zwiększenie operacyjnych zainteresowań "elementami wrogimi".
W 1954 roku, w ramach akcji usuwania religii ze szkół, uchwałą Rady Ministrów z 2 sierpnia 1954 roku zlikwidowane zostały na Uniwersytetach Warszawskim i Jagiellońskim w Krakowie Wydziały Teologiczne. Przeniesiono je do budynków pozakonnych w Warszawie, w których zorganizowano Akademię Teologii Katolickiej"14.

Oprócz prymasa Wyszyńskiego i biskupa Kaczmarka w więzieniach i miejscach odosobnienia osadzono jeszcze w tym okresie 6 polskich biskupów.
Pozostali na wolności biskupi musieli złożyć ślubowanie na wierność Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, przewidziane dekretem z 9 lutego 1953 r. o obsadzaniu i znoszeniu stanowisk kościelnych, który - jak pisaliśmy wyżej - przyznawał duże prerogatywy w stosunku do Kościoła organom państwowym.
Cała ta antykościelna polityka, prowadzona już po zasadniczej zmianie kursu polityki radzieckiej, a więc nie tylko niezależnie od Moskwy, lecz wręcz wbrew ówczesnemu przywódcy ZSRR N. Chruszczowowi, wywołała niesłychany wzrost napięcia społecznego w Polsce, co było niewątpliwie na rękę ekipy Bieruta, która chciała kontynuować politykę represji wobec polskiej "reakcji". Również mogła być na rękę wywiadom penetrującym aparat władzy PRL, gdyż jak wiadomo w atmosferze szpiegomanii najlepiej funkcjonują prawdziwi szpiedzy. Najlepiej świadczyć może o tym fakt, że w tym samym czasie, gdy biskupowi Kaczmarkowi bezzasadnie zarzucano współpracę z wywiadem USA, prawdziwy agent tego wywiadu - J. Światło - był wicedyrektorem X Departamentu MBP (a nie był to jedyny przypadek tego rodzaju).

Józef Kossecki

---------------------------

6 H. Dominiczak, Organy bezpieczeństwa PRL..., wyd. cyt., s. 107.

7 "Trybuna Ludu", 14 września 1953 r.

8 Proces księdza biskupa Kaczmarka i innych członków ośrodka antypaństwowego i antyludowego.
Stenogram procesu odbytego przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Warszawie w dniach 14 IX - 21 IX 1953 r., Warszawa 1953, s. 5-6, 8.

9 Tamże, s. 308-309.

10 Tamże, s. 316.

11 T. Mazowiecki, Wnioski, "Wrocławski Tygodnik Katolicki", 27 września 1953 r.

12 Tamże.

13 H. Dominiczak, Organy bezpieczeństwa PRL..., wyd. cyt., s. 108.

14 Tamże, s. 109-110.

--------------------------

źródło: Józef Kossecki, Wpływ totalnej wojny informacyjnej na dzieje PRL, Kielce 1999

--------------------------

Niszczenie nauki polskiej cz. 5

Józef Kossecki

Okres od upadku Gierka do wprowadzenia stanu wojennego


W tym okresie kierownictwo MSW z trudem dawało sobie radę z masowym ruchem opozycyjnym zgrupowanym w „Solidarności” – który mógł wymknąć się spod kontroli SB, a jeszcze trudniej było z podwójną agenturą – zwłaszcza uplasowaną w strukturach władzy partyjno-państwowej, która się wówczas zaktywizowała.

„Panaceum na przeciwstawienie się aktywizacji elementów antysocjalistycznych w środowiskach intelektualnych, w tym w Polskiej Akademii Nauk, uczelniach, instytutach naukowych, wśród dziennikarzy, stać się miało «zwiększenie osobowych źródeł informacji», czyli liczby agentów, którzy kontrolowali te środowiska, a także osłabiali «przedsięwzięcia antysocjalistyczne». Największych niebezpieczeństw oczekiwano ze strony dziennikarzy, głównie radia i telewizji, które wywierały ogromny wpływ na kształtowanie opinii społecznej.
Kontrowersyjna wielce stała się sprawa ewentualnej przynależności do związku «Solidarność» rodzin funkcjonariuszy SB i MO. Po dłuższych dysputach zezwolono na taką przynależność pod warunkiem wcześniejszego poinformowania o tym przełożonych.

Trzeba podkreślić duże umiejętności funkcjonariuszy SB w zakresie zdobywania nowych agentów i lokowania zarówno w środowiskach «antysocjalistycznych», jak i strukturach «Solidarności», w okresie bardzo trudnym dla organów bezpieczeństwa, tj. w latach 1980 i 1981. Szef radomskiej SB, płk M. Mozgawa, powiedział na wrześniowej naradzie w 1980 r.:

«Mamy dobre źródła informacji w środowiskach antysocjalistycznych. Przez kombinacje i gry operacyjne oraz osobowe źródła informacji jesteśmy w stanie sterować poczynaniami przeciwników politycznych w sposób dla nas wygodny. Umiejętnie sterując agenturą nie dopuściliśmy przeciwników do zakładów pracy, środowisk młodzieżowych i kulturalno-twórczych»17.

Józef Kossecki

-------------------------

17 To stwierdzenie daje wiele do myślenia, zwłaszcza w zestawieniu z opublikowanymi w kilkanaście lat później słynnymi Listami Macierewicza. Dla kontrwywiadu LND nie były one aż tak wielką rewelacją, wiedział on bowiem już w 1980 r. o penetracji i kontroli środowisk opozycji „antysocjalistycznej” i kierowniczych gremiów oraz aktywu „Solidarności” przez SB.

J. Kossecki, którego jako autora książki pt. Tajemnice mafii politycznych (wydanej w 1978 r.), zapraszały niejednokrotnie organizacje partyjne zwłaszcza w tych zakładach, których załogi strajkowały w 1980 r., miał możliwość na miejscu dowiedzieć się od działaczy PZPR o tym, że strajki były organizowane przez znakomicie wyszkolonych młodych ludzi, którzy pojawiali się lub nagle aktywizowali w zakładach i tak umiejętnie sterowali załogą, że aktyw partyjny nie mógł opanować sytuacji. Często zdarzało się tak, że pierwszą falę strajków aktyw partyjny opanowywał, a dopiero potem zjawiali się młodzi dobrze wyszkoleni ludzie, z którymi już miejscowi działacze PZPR nie mogli dać sobie rady. Nie mogło ulegać wątpliwości, że takimi kadrami do sterowania strajkami mogły w warunkach PRL w 1980 r. dysponować tylko służby specjalne. Dlatego też kierownictwo LND zalecało swoim działaczom zachowywanie bardzo daleko idącej ostrożności we wszelkich kontaktach z „Solidarnością”, zaś działaczy tzw. antysocjalistycznej opozycji doradzało w ogóle unikać. (Przyp. J. K.)

--------------------------

źródło: Józef Kossecki, Wpływ totalnej wojny informacyjnej na dzieje PRL, Kielce 1999, Mirosław Rusek

--------------------------

za: http://www.polskiportalnaukowy.com/

wtorek, 27 marca 2012

Niszczenie nauki polskiej cz. 4

Józef Kossecki

Okres gierkowski

Odszedł Gomułka, który był nieufny wobec Zachodu i nie dopuszczał do zaciągania długów, przyszedł na jego miejsce Gierek, który wychowywał się na Zachodzie, był wolny od uprzedzeń i chciał prowadzić politykę otwartych drzwi.

Ekipa Gierka zastosowała tzw. strategię przyspieszonego rozwoju, musiała więc w szerokim zakresie korzystać z usług różnego rodzaju doradców. Powstała więc koniunktura dla inspiratorów błędnych decyzji (nie zawsze zresztą musieli oni być związani z zachodnimi ośrodkami walki informacyjnej, niejednokrotnie działali w dobrej wierze, a błędy mogły wynikać z ich niewiedzy). Rzecz jasna skorzystały z tego zachodnie ośrodki walki informacyjnej, stosując chwyty socjotechniczne opisane w poprzednich rozdziałach.

Zachodnia, a zwłaszcza amerykańska, propaganda socjologiczna, mogła teraz bez przeszkód upowszechniać w Polsce zachodni styl życia – zwłaszcza zaś konsumpcjonizm, odpowiednie stereotypy kulturowe, paradygmaty naukowe itp., wytwarzając, właściwie pogłębiając u ludności naszego kraju przychylne nastroje w stosunku do wszystkiego co pochodzi z Zachodu (szczególnie z USA), wreszcie – a właściwie przede wszystkim - wysterowując zapotrzebowanie na różne zachodnie towary. Następnie bazując na tych nastrojach i wykorzystując odpowiednie kanały wpływu starano się związać polską gospodarkę z Zachodem. Gdy to się udało upadek komunizmu był już nieuchronny.

Inspirowanie błędnych decyzji miało skomplikowany charakter, z jednej bowiem strony funkcjonowały odpowiednie zachodnie kanały wpływu, działające świadomie i planowo, z drugiej jednak strony w PRL wychowano już całe pokolenie ignorantów, którzy byli ofiarami niszczenia nauki w okresie stalinowskim i pauperyzacji inteligencji. PRL-owscy ignoranci niejednokrotnie działając w dobrej wierze doradzali błędne decyzje, nie zdając sobie sprawy z ich skutków.

Np. decyzją Prezesa Rady Ministrów z dnia 4 stycznia 1972 r. podjęto prace nad pierwszym Państwowym Systemem Informatycznym dla potrzeb sterowania systemem inwestycji. W dniu 26 maja 1972 r. zaczął działać system WEKTOR. Powołano Komisję Ekspertów, w skład której weszło 100 osób. Przewodniczącym tej komisji został docent Andrzej Targowski (w owym czasie młody trzydziestokilkoletni naukowiec o dobrych powiązaniach rodzinnych z elitą władzy PRL), drugą zaś bardzo dynamiczną osobą, która w charakterze specjalisty współpracowała z Komisją, był Stefan Bratkowski (również posiadający dobre relacje z PRL-owską elitą władzy).

S. Bratkowski od dawna jest specjalistą od bardzo wielu spraw - zajmował się naukoznawstwem, informatyką, bankowością, cybernetyką itp. A. Targowski skupiał swe zainteresowania głównie na informatyce. Już w 1963 roku został dyrektorem warszawskiego ośrodka obliczeniowego ZOWAR, potem w 1971 r. był inicjatorem Programu Rozwoju Minikomputerów w Polsce, był też inicjatorem, współorganizatorem i współrealizatorem systemów informatycznych w przemyśle, systemów rządowych (WEKTOR - inwestycje, MAGISTER - kadry), dla Sejmu (FORUM), obliczeń abonenckich (CYFRONET, POLRAX), bibliotecznych (INFONET), zainicjował i przygotował pierwszy zatwierdzony kompleksowy Program Rozwoju Informatyki (1971-1975) w Polsce oraz wysunął koncepcję Krajowego Systemu Informatycznego, był wreszcie referentem informatyki na II Kongresie Nauki Polskiej w 1973 r.1.

Po okresie dynamicznej działalności Targowskiego i jego kolegów pozostał nam w spadku zły stan polskiej informatyki, w dodatku mało lub źle wykorzystanej - co oczywiście nie było winą Targowskiego, lecz decydentów PRL-owskich.

Sfrustrowany Targowski wyjechał do Ameryki, gdzie już od szeregu lat przebywa. Błąd Targowskiego i jego przyjaciół polegał przede wszystkim na tym, że usiłowali rozwijać w Polsce informatykę na użytek partyjno-państowej biurokracji, która była w swej masie niechętna innowacjom (zwłaszcza w sferze informacji) i wolała stosować prymitywne metody przetwarzania i blokowania informacji, których się nauczyła i do których miała zaufanie.
Komputery mogły być dla ówczesnych PRL-owskich biurokratów dekoracją w gabinecie ale nie podstawowym codziennym narzędziem pracy. Ten stan rzeczy był zresztą bardzo korzystny dla Zachodu, gdyż uniemożliwiał powstanie w Polsce ośrodka automatyki, elektroniki i informatyki mogącego stanowić konkurencję dla analogicznych ośrodków zachodnich; a warto przy tym odnotować, że Polska w tym okresie kształciła bardzo zdolne kadry w wymienionych dziedzinach, ich pełne wykorzystanie w kraju mogło stanowić wielki atut w walce konkurencyjnej w dziedzinach decydujących o postępie gospodarczym, do tego zaś zachodnie ośrodki walki informacyjnej nie mogły dopuścić. Starano się więc sprzedawać Polsce zachodnie – bynajmniej nie najnowsze ani też najlepsze – rozwiązania, a równocześnie kaperowano najzdolniejszych ludzi (zarówno wśród kadry naukowej jak i inżynierskiej), z których bardzo wielu pozostawało na Zachodzie (zwłaszcza w USA).

Niemniej dynamicznie działali doradcy w dziedzinie ekonomii. Grupa ekonomistów skupiona wokół profesora Kaleckiego już od dawna lansowała teorię dynamicznego wzrostu gospodarki, opartej na znanej formule matematycznej Kaleckiego, który zapewniał, że wyznacza ona tempo wzrostu dochodu narodowego i ma zastosowanie przy analizie dynamiki gospodarki socjalistycznej. Wywodził on, że przy względnie stałych takich parametrach jak współczynnik kapitałochłonności wytwarzania jednostki przyrostu dochodu narodowego, współczynnik wyrażający względny ubytek dochodu narodowego z tytułu fizycznego i moralnego zużycia kapitału i współczynnik wyrażający względny przyrost dochodu narodowego z tytułu pozainwestycyjnych usprawnień, wzrost dochodu narodowego jest tym większy im większy jest udział inwestycji w dochodzie narodowym.

Zgodnie z tą formułą w latach siedemdziesiątych podnoszono udział akumulacji w dochodzie narodowym. Doradca najwyższych władz w owym czasie - wówczas docent SGPiS – Zdzisław Rurarz postulował podnoszenie udziału akumulacji w dochodzie narodowym do 40%. Miało to pewne uzasadnienie w konieczności budowy nowych miejsc pracy dla powojennego wyżu demograficznego, który w tym okresie wchodził w wiek produkcyjny.
Wzrost inwestycji i modernizacja naszego przemysłu miała się odbywać głównie w oparciu o kredyty z państw kapitalistycznych. 8 sierpnia 1972 r. w Urzędzie Rady Ministrów odbyła się narada w sprawie intensyfikacji handlu z krajami kapitalistycznymi. Referował profesor i zarazem znany polityk(wicepremier) Mieczysław Jagielski.

W tym samym czasie służby walki informacyjnej krajów NATO nie próżnowały. Starały się one maksymalnie wykorzystać sytuację.

„W roku 1972 odbyły się kolejne ćwiczenia sztabowe oznaczone kryptonimem "Hilex V". Założeniem planu NATO było doprowadzenie do stworzenia trudności gospodarczych w Polsce. Postanowiono wówczas przeprowadzić ściśle uzgodnioną akcję kapitalistycznych kół gospodarczych w celu kierowanego obciążenia kredytami polskiej gospodarki. Autorzy tego planu przewidywali, że tego rodzaju działania doprowadzą do trudności gospodarczych i poczucia niepewności w polskim społeczeństwie”2.

Pod koniec okresu rządów Gomułki Polska była praktycznie bez długów, w 1971 r. zadłużenie PRL osiągnęło wysokość 966 mln dol., w 1972 r. wynosiło 1245 mln dol., w 1973 r. 2625 mln dol., w 1974 r. 5244 mln dol., zaś w 1975 r. 8388 mln dol.3.

Na początku lat siedemdziesiątych Polska płaciła od swego zadłużenia odsetki w wysokości 5-6% średniorocznie, a np. w 1972 r. banki komercyjne USA oferowały Polsce kredyty oprocentowane dość nisko: przeciętnie w skali rocznej w wysokości 5,75%4.

„Pod koniec 1973 r. przekroczono barierę dopuszczalnego globalnego zadłużenia. W 1974 r. koszty obsługi długów zagranicznych osiągnęły 24% wartości eksportu, a w 1980 r. 101%. Większość uzyskanych pożyczek zagranicznych przeznaczono na konsumpcję, przede wszystkim na zakup zbóż i pasz, na wyrównanie niedoborów własnej produkcji rolnej”5. W późniejszym okresie – praktycznie właściwie już od 1973 r. – kredyty średnio- i długoterminowe w coraz większym stopniu były wykorzystywane na pokrycie płatności kapitałowych i odsetek.

„Ogółem w ciągu 8 lat, w których prowadzono szeroką działalność kredytową, 66,2% kwoty wykorzystywanych kredytów zostało przeznaczone na obsługę zadłużenia. Równolegle przyrost zadłużenia odpowiadał prawie 88% obsługi zadłużenia, a zatem poszedł - praktycznie biorąc - w całości na tę obsługę. Same tylko płatności odsetek pochłonęły 34,3% przyrostu zadłużenia w II obszarze płatniczym”6.

„Mimo znacznych wydatków na zakup licencji ich efekty ekonomiczne były stosunkowo niewielkie - w 1980 roku udział produkcji opartej na licencjach w ogólnej wartości produkcji przemysłowej stanowił tylko 7%. Powodem tego było podejmowanie decyzji o zakupie licencji bez dostatecznego uwzględnienia możliwości inwestycyjnych i dewizowych kraju, złe rozeznanie istniejących oraz potencjalnych możliwości surowcowo-materiałowych i kooperacyjnych kraju, częste podejmowanie decyzji o zbyt wysokiej w stosunku do potrzeb i możliwości skali produkcji, niewystarczający rozwój i upowszechnianie nabytych rozwiązań licencyjnych”7.

Dodatkowym efektem nadmiernego zakupu licencji było zahamowanie rozwoju badań krajowych. W okresie od 1970 do 1980 r. liczba pracowników naukowych wzrosła z 39,4 tys. do 70,0 tys. (tzn. o prawie 78%), a w tym samym okresie liczba zgłoszonych wynalazków krajowych wzrosła z 5,5 tys. do 6,8 tys. (tzn. zaledwie o niecałe 24%). Pod względem liczby patentów zgłoszonych za granicą Polska znalazła się na ostatnim miejscu wśród krajów RWPG8.

Józef Kossecki

ciąg dalszy - Niszczenie nauki polskiej cz. 5 - Okres od upadku Gierka do wprowadzenia stanu wojennego

------------------------

1 Por. A. Targowski, Informatyka modele systemów i rozwoju, Warszawa 1980.

2 M. Reniak, KPN kulisy fakty dokumenty, Warszawa 1982, s. 133.

3 W. Ważniewski, Zarys historii Polski Ludowej (1944-1983), wyd. cyt., s. 157.

4 Konferencja prasowa rzecznika rządu, „Rzeczpospolita”, nr 39, 1988.

5 W. Ważniewski, Zarys historii Polski Ludowej (1944-1983), wyd. cyt., s. 157.

6 S. Długosz, W. Szczepaniec, Problemy zadłużenia wolnodewizowego na tle stosunków gospodarczych między Polską a rozwiniętymi krajami kapitalistycznymi w latach 1970-1980, Warszawa 1980, s. 39.

7 J. Kossecki, Reforma systemu sterowania społecznego w Polsce, Warszawa 1981, s. 37.

8 Por. tamże, s. 37.

-------------------------------------

źródło: Józef Kossecki, Wpływ totalnej wojny informacyjnej na dzieje PRL, Kielce 1999

-------------------------------------

niedziela, 25 marca 2012

Komunizm: narzędzie masonerii w walce z Kościołem

Józef Kossecki, Wpływ totalnej wojny informacyjnej na dzieje PRL, Kielce 1999


W 1953 roku (również po śmierci Stalina) rozkręcała się na całego akcja represji skierowana przeciwko Kościołowi katolickiemu w Polsce, miała ona wszelkie znamiona prowokacji politycznej, wzmagającej napięcia społeczne i wykazującej "reakcyjność" katolicyzmu polskiego oraz uzasadniającej konieczność utrzymywania go w ryzach za pośrednictwem odpowiednio rozbudowanego aparatu bezpieczeństwa.


Jak wspominaliśmy w poprzednim rozdziale, już wcześniej starano się osłabiać Kościół montując ruch tzw. księży patriotów oraz ruch katolików społecznie postępowych skupionych wokół Stowarzyszenia PAX. Mimo to kierownictwo Kościoła nie dało się sprowokować, zaś prymas Stefan Wyszyński starał się prowadzić politykę porozumienia z władzami - o czym najlepiej świadczyć może zawarte 14 kwietnia 1950 r. porozumienie między państwem a Kościołem. O tym, jak bardzo - mimo wszelkich prowokacji władz - kardynał Wyszyński starał się o dialog, a nawet porozumienie z władzami PRL, świadczyć może rozmowa, którą w dniu 14 stycznia 1953 r. odbył z przedstawicielem władz PZPR Franciszkiem Mazurem, który był wówczas wicemarszałkiem Sejmu i członkiem Biura Politycznego KC PZPR. Prymas Tysiąclecia poruszył w tej rozmowie bardzo istotne problemy toczącej się wówczas walki informacyjnej, a zwłaszcza stosunek komunizmu i masonerii do Kościoła katolickiego. Prymas Wyszyński stwierdził wówczas m. in.:

"(...) Marksizm wyrósł w środowisku protestancko-anglikańskim, na wskroś kapitalistycznym, a był stosowany w środowisku prawosławnym. To stworzyło swoiste obciążenie środowiskowe, z którego dotąd marksizm nie wyzwolił się. (...)Pamiętać trzeba, że największym nieszczęściem naszym jest dziedziczenie obciążenia marksizmu wiekiem XIX-tym. (...) Wrogi stosunek marksizmu do religii jest też produktem wieku XIX; wtedy bowiem modna była walka oficjalna masonerii z religią i filozofii indywidualistycznej. Masoneria głosiła wtedy wszelkiego rodzaju rozdziały: Kościoła od państwa, męża od żony, obywatela i państwa, indywidualizm moralny, społeczny, gospodarczy (kapitalizm). Nad filozofią materialistyczną zaciążyła też filozofia indywidualistyczna, niemiecka, ubiegłego wieku. Marks był zbyt mało indywidualny, by umiał się obronić przed tymi wpływami; stąd tworząc państwo społeczne, pomyślał je indywidualistycznie (kolektywizm).
Nie widzę wewnętrznej konieczności ateizmu dla nowego ustroju, nie widzę ścisłej więzi między marksizmem a ateizmem. W koncepcji Marksa jest to naciągane. Ta pomyłka jest tragiczna dla przebudowy społecznej, bo ją opóźnia. Wojna najlepiej ujawnia, że życie publiczne bez religii nie da się utrzymać. Norymberga - to zwycięstwo Dekalogu w świecie.To są błędy, w wyniku których Kościół katolicki, jako religia, jest uważany za sprzymierzeńca kapitalizmu. To są okulary protestanckie na nosie marksistowskim. Bo protestantyzm był kapitalistyczny, ale katolicyzm nie był i nie jest kapitalistyczny. Dlaczego? - Bo Kościół ma swoją naukę katolicko-społeczną, która w założeniach bliższa jest tęsknotom komunizmu, niż dążeniom kapitalizmu. - Bo Kościół posiada bogatą dokumentację, która wskazuje, jak katolicyzm zwalczał ducha kapitalistycznego. - Bo istnieje moralność społeczno-katolicka. Bo, nadto, cała nauka Kościoła, nie tylko nauka o miłości i o pracy, uznawana przez komunistów, ale i nauka o własności, ma wielkie społeczne znaczenie dla proletariatu.(...) Dla tych powodów, zarzutu komunistycznego, że Kościół «trzyma z kapitalizmem» - dziś nie rozumie większość ludzkości. Nie można więc głosić, bez gwałtu dla prawdy historycznej, że Kościół stawał w obronie wielkiej własności, gdyż był zawsze za upowszechnieniem własności; że był przeciwny przebudowie ustroju, bo sprawę tę odważnie sam stawiał; że Kościół «tradycyjnie z dawien dawna wiązał się z klasami posiadającymi, broniąc uporczywie przywilejów możnych i bogatych», bo temu przeczy cała działalność ludowa Kościoła, (...). Nie można więc głosić, że istnieje solidarność klasowa między księdzem a posiadającym, bo każdy proboszcz nieustannie woła do bogatych - daj biednym. Jakżesz inaczej wygląda prawda od «Trybuny Ludu» z dnia 12 I br. Śmiem twierdzić, że ateizm marksistowski opóźnia przebudowę społeczną i dobrobyt mas. (...) Walka zaś komunizmu z religią odwraca od komunistycznej przebudowy najlepszych ludzi. Pozbawia to rewolucję społeczną sił duchowych, argumentację zaś sprowadza do szablonów, iście egipskich - nowych zobowiązań produkcyjnych z okazji każdego «święta» komunistycznego. Ostatecznie, ludziom już się te nowe zobowiązania przejadły, a trzeźwi pytają, ile to już wszystko wynosi"3.

W dalszym ciągu kardynał Wyszyński omawia stosunek rządu PRL do Kościoła katolickiego, stwierdzając:

"(...) - w Polsce Rząd prowadzi walkę z Kościołem za bardzo po linii carskiego prawosławia. By to dostrzec, wystarczy wziąć do ręki argumenty z prasy przeciwko Watykanowi - są one typowo «carsko-prawosławne». Cała nienawiść prawosławia do Rzymu równała się u nas nienawiści prawosławia do Polski katolickiej. Znamy literaturę carsko-prawosławną; jakże bardzo przypominają dziś ją wydawnictwa "Książki i Wiedzy" i artykuły "Trybuny Ludu".
Co uderza w tych artykułach, to prymitywizm argumentacji «carskich czynowników» to nie dla umysłowości polskiej, która jest zachodnioeuropejska. Idzie tu o jakiś «poziom prawdopodobieństwa». Argumentacja prasy polskiej przeciwko Stolicy św. nie liczy się z tą zasadą prawdopodobieństwa.
W dziedzinie ustaw i zarządzeń - dzisiejsze wasze zarządzenia przeciw Kościołowi przypominają Swod Zakonow. Czy p. Marszałek zna spis ustaw i zarządzeń carskich, które Sejm polski zniósł w Konkordacie w 1925 r., gdyż wszystkie ograniczały Kościół katolicki. Była to długa litania. A dzisiejsze instrukcje o kulcie publicznym przypominają zarządzenia generalnego gubernatora Skałona z 1911 r.
W tej «robocie» brak jest psychologicznego wyczucia naszego społeczeństwa. A przecież jeszcze żyje dziś społeczeństwo, które bardzo cierpiało przez te zarządzenia carskie. Mamy w rodzinach naszych ludzi prześladowanych przez carat za religię. (...)

(...) Popełniacie błąd zasadniczy - mnożąc sobie wrogów. "Trybuna Ludu" głosi całemu światu, że biskupi, że Papież - to wrogowie Polski Ludowej. Któż wtóruje tej tezie? Czy "Osserwatore Romano"? Nie - to Niemcy, masoneria i Anglosasi. Rząd wmawia w cały świat, że Watykan jest wrogiem Polski Ludowej. Przecież to na rękę tym wrogom. To im ułatwia zadanie. Oni powinni wam płacić honoraria! Niemcy przytakują waszej tezie - i mówią: nic dziwnego! Podobnie w Ameryce!
Wracam raz jeszcze do masonerii. Bo masoneria całego świata też się cieszy z waszej tezy. Oni dziś przekonują komunistów, że powinni zlikwidować Kościół w Polsce. Bo masoneria też wierzy w to, że oni zwyciężą, podobnie jak wy. Ale chcą mieć pole bez konkurentów. I dlatego dziś zachęcają komunistów: zniszczcie Kościół, pozostanie nam tylko jeden wróg - komunizm. W tej chwili komunizm jest «wynajęty» przez masonerię wszechświatową do likwidowania Kościoła. Ilekroć musieliśmy występować przeciwko wam, bronić praw Kościoła, zawsze byliśmy pochwalani przez masonerię; bo w walce niszczał Kościół. Ale «gdyśmy się dogadywali» - zawsze rozpoczynano atak na biskupów. Bo «pokój religijny» w Polsce był nie na rękę masonerii. Masoneria to wspólny wróg - i nasz, i wasz; my się znamy na nim już od dawna; wy zdradzacie naiwność początkujących wobec masonerii. Nie bądźcie ich najmitami i nie załatwiajcie sprawy masonerii - vulgo kapitalistów.
Mądra polityka - to nie mnożyć sobie wrogów. Wtedy i przeciwnicy wasi będą zaskoczeni. (...) Dalej - Kościół w Polsce nie może być ustawiany przez propagandę komunistyczną jako reakcjonista w swej istocie. Nie można głosić, że Episkopat otrzymuje instrukcje polityczne z Rzymu. Byłem w Rzymie, rozmawiałem z papieżem długie godziny - nie usłyszałem ani jednego słowa niewłaściwego przeciwko Prezydentowi RP i partii. Od 4 lat prowadzę sprawy Kościoła w Polsce. Świadczę, jak człowiek mający prawo do uczciwości, że nigdy nie próbowano nawet sugerować mi wskazań politycznych. Któż to wie lepiej, niż ja? Oczekuję wiary w tym punkcie!
Pisanina "Trybuny Ludu" nadaje się do prokuratora.
Właśnie dlatego mamy prawo oczekiwać demobilizacji sił aparatu administracyjnego przeciwko Kościołowi. Mamy mnóstwo dowodów na to, że ten aparat stoi z lontem przy działach, gotów strzelać na oślep. (...)
I jeszcze! Kościół w Polsce nie może być ustawiany, jako ośrodek zachęcający do antynarodowej i antypaństwowej działalności. Bo tak nie jest ani dziś, ani nie było kiedykolwiek w historii. Trzeba sprawy stawiać zgodnie z psychiką narodu i jego linią rozwojową. Pisarze wasi za mało znają historię Polski i dlatego na tak wiele sobie pozwalają. Kościół bardzo liczył się z narodem, z jego językiem, któremu dał wstęp do świątyni (kolędy, pieśni ludowe), z dziejami, z obyczajami. Kościół nie latynizował, nie germanizował, nie moskwiczył. Dał ludowi do ręki polski śpiewnik i modlitewnik, dziś wyciągany na Śląsku ze skrzyń, gdy wy nie pozwalacie na druk polskiej książki religijnej.
(...)Wierzę mocno, że Kościół przetrwa do końca świata. I w to - że da sobie radę w każdym okresie, jak dał sobie radę z arianami, z protestantyzmem. I dziś Kościół ma do powiedzenia bardzo wiele dobrego i narodowi, i ludziom. Nie idzie mi «o ratowanie» tylko Kościoła. Idzie o coś więcej - o wydobywanie mocy nadprzyrodzonej Kościoła na dziś. Prowadzę linię dwojaką: zasadniczą płynącą z istoty Kościoła, i drugorzędną - z rozumu kierowniczego. Kościół zawsze stał na stanowisku rzeczywistości i realizmu; rozmawiał z każdym państwem, które chciało z nim rozmawiać. Rozmawia więc w Polsce i z państwem komunistycznym. To nie koniunktura - na miesiąc, czy rok. To zasada"4 .

Nie były to słowa rzucane na wiatr. Najlepiej świadczyć o tym może fakt, że władze kościelne w Polsce, kierowane przez prymasa Wyszyńskiego, nie ogłosiły i nie zastosowały w praktyce, ogłoszonego w 1949 r. dekretu Kongregacji św. Officjum, który groził ekskomuniką nie tylko członkom partii komunistycznych i robotniczych, ale również tym, którzy z nimi współpracują.
Oferta dialogu, a nawet w pewnym stopniu współpracy, złożona przez prymasa Wyszyńskiego F. Mazurowi miała charakter strategiczny - nie zaś tylko taktyczny - zaś jej uzasadnienie, którego obszerne fragmenty przytoczyliśmy wyżej, zawierało głęboką analizę socjotechniki walki informacyjnej, toczącej się wówczas w skali światowej.

Przyjęcie tej oferty przez kierownictwo PZPR mogło nawet oznaczać fiasko prowadzonej wówczas z pełnym powodzeniem operacji Splinter Factor i innych analogicznych działań, których celem było m.in. wyhodowanie swoistej szczepionki przeciwko komunizmowi. Przyjęcie propozycji dialogu czy tym bardziej współpracy z Kościołem mogło faktycznie ułatwić recepcję nowego ustroju w Polsce, a więc stanowiło wielkie zagrożenie dla wszelkich sił zainteresowanych w zaognianiu sytuacji w naszym kraju (zwłaszcza zaś tych, o których mówił Prymas). Przede wszystkim jednak była ona nie na rękę ekipie Bieruta, która chcąc utrzymać dawny kierunek w obliczu zmian zachodzących w ZSRR, starała się zaogniać sytuację w Polsce i pokazywać, że tylko ona jest w stanie rozprawić się z polską «reakcją».
Odpowiedź na ofertę prymasa Wyszyńskiego przyszła bardzo szybko, w postaci fali represji skierowanych przeciw Kościołowi i towarzyszącej im propagandy.

"Rok 1953 należy uznać za szczytowy okres prześladowań Kościoła katolickiego. Początek dał dekret z 9 lutego o obsadzaniu stanowisk kościelnych, który uzależniał od zgody właściwych organów państwowych wszelkie zmiany organizacyjne i personalne w organizacji kościelnej. Dekret zobowiązywał duchowieństwo do składania ślubowań na wierność PRL przed urzędnikami państwowymi. Aparat bezpieczeństwa otrzymał jeszcze jedną broń w postaci artykułu 6 dekretu, którego zapis brzmiał: «Uprawianie przez osobę pistującą duchowne stanowisko kościelne działalności sprzecznej z prawem i porządkiem publicznym, bądź popieranie lub osłanianie takiej działalności, powoduje usunięcie tej osoby z zajmowanego stanowiska przez zwierzchnie organa kościelne samoistnie lub na żądanie organów państwowych».

Urzędy bezpieczeństwa często korzystały z artykułu tego dekretu, usuwały niewygodnych duchownych, których należało usunąć z zajmowanych stanowisk kościelnych, przygotowywały odpowiednie materiały kierując je do określonych terytorialnie urzędów do spraw wyznań z zaleceniem usunięcia z zajmowanego stanowiska wskazanego duchownego. Mogły wyznaczyć także inną karę. Motywacja była zawsze taka sama: «wrogie wystąpienie lub zachowanie». Za pomocą tego dekretu usunięto z kurii biskupiej w Katowicach prawie wszystkich kurialistów poza teren województwa.

W 1953 roku organy bezpieczeństwa rozkręcały akcję wokół tzw. dywersyjnej działalności kleru w gospodarce narodowej, oskarżając duchowieństwo o występowanie przeciwko tworzeniu spółdzielni produkcyjnych na wsi, współzawodnictwu pracy, pracowaniu w niedziele i święta itd. Zarzucano księżom podburzanie robotników do niewykonywania planów produkcyjnych, organizowania sabotaży, dywersji itd. Na czele nowo utworzonego Departamentu XI MBP (przedtem wydział Departamentu V), któremu w resorcie powierzono walkę z Kościołem, stanął ppłk K. Więckowski, który opracował "Wytyczne pracy" funkcjonariuszy tego pionu «w dziedzinie walki z wrogą działalnością Kościoła skierowaną przeciwko gospodarce narodowej». «Zostało udowodnione - stwierdzały wytyczne - że poprzez szeroko rozbudowaną sieć swoich wtyczek docierających do najbardziej tajnych i ważnych ogniw naszego życia gospodarczego, poprzez zachowanie dużych jeszcze wpływów w klasie robotniczej i wśród inteligencji pracującej w zakładach pracy, reakcyjna część kleru ma duże możliwości wrogiego działania w formie bezpośredniego udziału w organizowaniu szpiegostwa, sabotażu i szkodnictwa gospodarczego oraz poprzez polityczną propagandę oddziaływania. (...) Równolegle z bezpośrednim udziałem w organizowaniu dywersji, sabotażu i szkodnictwa wrogie elementy klerykalne Kościoła szeroko penetrują szeregi klasy robotniczej, starają się poprzez coraz to nowe formy docierać, zbliżać i utrzymywać pod swoimi wpływami robotników i inteligencję pracującą.
Próbują przez te formy i oddziaływania zahamować rozwój naszej gospodarki». Dzisiaj można te zarzuty oceniać jako absurdalne, wtedy te absurdy wyznaczały całe serie aresztowań księży i działaczy katolickich wtrącanych do więzień i tam maltretowanych.
W marcu 1953 roku zawieszono wydawanie powiązanego z kurią krakowską i episkopatem «Tygodnika Powszechnego»"5.
Następnie redakcję tę przekazano katolikom związanym z PAX-em.



źródło: Józef Kossecki, Wpływ totalnej wojny informacyjnej na dzieje PRL, Kielce 1999


----------------------------------------


3 Peter Raina, Stefan Kardynał Wyszyński Prymas Tysiąclecia, tom 3; cyt. za "Słowo Powszechne", 26-28 maja 1989 r.

4 Tamże.

5 H. Dominiczak, Organy bezpieczeństwa PRL..., wyd. cyt., s. 106-107.

Niszczenie nauki polskiej cz. 3

Józef Kossecki

Okres gomułkowski


„W 1958 roku organy bezpieczeństwa zlikwidowały 20 organizacji młodzieżowych uznanych za nielegalne, aresztując 160 osób w wieku 16-25 lat, zajmujących się głównie drukiem i kolportażem ulotek i innych antypaństwowych napisów. W 1959 roku aresztowano za podobne sprawy 62 osoby”25.

Jak widać za groźne antypaństwowe organizacje uważano niezarejestrowane przez władze grupy młodzieży lub nawet wręcz dzieci, które miały odwagę głosić i upowszechniać poglądy polityczne sprzeczne z narzuconym przez władze kanonem.

Aby poradzić sobie z opozycyjnie nastawioną młodzieżą nie wystarczyły same represje, trzeba było objąć kontrolą szkoły, a przede wszystkim wyższe uczelnie - gdyż to właśnie studenci stanowili element najbardziej aktywny na polu opozycyjnym.

„W uczelniach decydowały o wszystkim nie tylko struktury partyjne, ale i ubeckie czy esbeckie. Każda uczelnia miała swojego «opiekuna» w wiadomej komendzie, zwykle oficera średniego stopnia; funkcjonował w niej też «łącznik», czyli młodszy oficer - oficjalnie asystent lub adiunkt. Obydwaj kierowali siatką konfidentów oraz prowadzili nadzór personalny, zajmując się m. in. tym, kto przejawia jakie poglądy i czy chodzi do kościoła. Oprócz tego, w każdej szkole wyższej pracowali jako nauczyciele akademiccy oficerowie UB-SB, których «fachowo» określano jako «pracujący pod przykrywką». Było ich w zależności od wielkości uczelni - od kilku do kilkunastu; kiedyś w liście do jednego z czasopism pewna pani profesor podała, że na UJ działało ich aż 32. Nie ujawniali oni swych pozycji, choć ta «tajemnica» nie dawała się całkowicie ukryć; pozostając w stałym kontakcie z sekretarzami komitetów uczelnianych PZPR (zawsze z sekretarzami organizacyjnymi, nie zawsze zaś z I sekretarzami – przyp. J. K.), mieli istotny wpływ na wszelkie nominacje oraz na zatrudnianie asystentów.

W komórkach administracyjnych szkół wyższych istniały też stanowiska, przeznaczone dla ukrytych funkcjonariuszy lub stałych «współpracowników». Z reguły - w działach współpracy z zagranicą, a także w dziekanatach i studiach języków obcych. Każdy kandydat na asystenta był oceniany wspólnie przez instancję partyjną i strukturę esbecką - profesor nie miał decydującego głosu, chyba że sam tkwił w tych układach. Przyszły asystent musiał mieć «czyste konto» ideologiczne, należeć przynajmniej do ZSP, a najlepiej do ZMS – preferowano «funkcyjnych» członków tych organizacji. Partyjność bądź obietnica «wstąpienia» do PZPR odgrywały najważniejszą rolę. Nieliczne wyjątki dotyczyły np. przypadków, gdy kandydat wywodził się z nieźle notowanej «rodziny profesorskiej» i sam wyznawał «naukowy światopogląd»”26.

Placówki Polskiej Akademii Nauk były w analogiczny sposób kontrolowane przez centralę MSW. Wyjazdy zaś zagraniczne, zwłaszcza na placówki, były kontrolowane na analogicznych zasadach jak służba zagraniczna, której znaczna część była kadrowymi funkcjonariuszami MSW lub wojskowych tajnych służb. Np. w latach siedemdziesiątych istniała niepisana, ale przestrzegana zasada, że w składzie osobowym Ministerstwa Spraw Zagranicznych 35% stanowili oficerowie wywiadu cywilnego, 15% to oficerowie wywiadu wojskowego, a pozostali – tzn. 50% byli „niezapisani”27.

Wśród tych „niezapisanych” byli protegowani instancji partyjnych, osoby spokrewnione lub w inny sposób związane z dygnitarzami partyjnymi i państwowymi PRL, a także czasami autentyczni fachowcy - np. znający języki obce.

Cały ten niezwykle rozbudowany aparat walki informacyjnej był ociężały i niesprawny. Najczęściej zajmował się „mieleniem sieczki informacyjnej”, co najwyraźniej uwidoczniało się na odcinku walki z autentyczną profesjonalną działalnością obcych wywiadów - i to przez cały okres istnienia PRL. Najlepiej świadczyć o tym mogą, zawarte w Informatorze o osobach skazanych za szpiegostwo w latach 1944-1984 wydanym w 1986 r. w Warszawie przez Biuro „C” MSW, dane na temat osób skazanych za szpiegostwo w okresie 1944-1984 r. (a więc przez prawie cały okres istnienia PRL). Według tego Informatora w latach 1944-1984 za działalność szpiegowską w PRL aresztowano i skazano 2168 osób. Wśród nich – według H. Piecucha –

„(...) rzeczywistych agentów obcych wywiadów jest jednak nie więcej niż 350-400. Pozostałe osoby to ofiary manipulacji służb specjalnych, sądów i prokuratury. Skazywano na podstawie dowodów sfałszowanych lub istniejących jedynie w wyobraźni sędziów, prokuratorów i pracowników bezpieki. Pod współpracę z wywiadem często podciągano działalność niepodległościową, a nawet opozycyjną.

Ale nawet wśród tych 350-400 osób, szpiegów naprawdę groźnych można policzyć na palcach jednej ręki, zaś asów było jeszcze mniej. Autor zna tylko dwóch, Jerzego Strawę i Bogdana Walewskiego. Pierwszy został skazany na śmierć, drugi tylko na 25 lat więzienia.
Pierwszego powieszono, drugiego wymieniono. Wśród ujawnionych agentów przeciwnika nie było ani jednej osoby rangi pułkownika Kuklińskiego. A przecież dobrze wiadomo, że tacy ludzie w Polsce działali, nawet na bardzo wysokich stanowiskach. Ale nigdy nie dali się złapać. Sprzyjała temu obowiązująca zasada, że ludzie należący do elity, czyli sitwy, są nieskazitelni, a jakiekolwiek wątpliwości na temat ich lojalności są nietaktem. Mówią o tym dokumenty, np. Oświadczenie. Generał bryg. pil. Adam B... zajmuje tak poważne stanowisko w ludowym Wojsku Polskim, że problem jego karalności nie może w ogóle wchodzić w grę. W związku z powyższym wysyłanie zapytań w tej sprawie do Rejestru Skazanych byłoby zbędną formalnością...

Jeszcze mizerniej przedstawiają się osiągnięcia służb wojskowych – Informacji i WSW."28

Ważnym terenem ścierania się wpływów narodowych i wolnomularskich z wpływami komunistycznymi była nauka.

W okresie po 1956 r. podjęto pewne próby uzdrowienia sytuacji w nauce polskiej. Wrócili na katedry usunięci wcześniej profesorowie, rozpoczęto szeroko zakrojoną wymianę naukową z zagranicą (zahamowaną w latach poprzednich). Uzdrowienie nauki okazało się jednak nie takie proste.

Przede wszystkim w polskiej nauce, a w szczególności humanistyce, zadomowiło się już w tym okresie wielu pseudonaukowców, którzy w czasach stalinowskich rozpoczęli ułatwioną i przyspieszoną karierę naukową (właściwie biurokratyczną imitację kariery naukowej), a po 1956 roku byli nadal dobrze ustawieni politycznie i obrastali w tytuły, stopnie i stanowiska, przede wszystkim zaś kontrolowali główne kanały awansu naukowego. Z kolei starzy przedwojenni profesorowie z prawdziwego zdarzenia, którzy swój szczytowy okres rozwoju mieli już za sobą, kształcili się i rozwijali naukowo wiele lat wcześniej i nauczyli się stosować metodologię naukową, która w drugiej połowie XX wieku była już w dużej mierze przestarzała; coraz częściej zdarzało się im, że nie mogli zrozumieć prac naukowych ze swej dziedziny wydawanych za granicą, które teraz docierały do Polski – w okresie bowiem gdy nauka polska była odcięta od kontaktu z nauką światową, w światowej humanistyce dokonał się wielki postęp związany z szerokim stosowaniem metod matematycznych, cybernetyki oraz z szerokim wykorzystywaniem wyników nowocześnie prowadzonych i opracowywanych badań empirycznych. Trudno było starym przedwojennym naukowcom humanistom uczyć się matematyki, cybernetyki i tym podobnych „nowinek”, woleli więc żyć w symbiozie z pseudonaukowcami stalinowskiego chowu. Jedni i drudzy starali się jak umieli szkolić następców i wychowali ich „na obraz i podobieństwo swoje”. W rezultacie wychowano pokolenie humanistów, które pod względem metodologicznym można nazwać pokoleniem „młodych staruszków”, a w wielu wypadkach nawet i pseudonaukowców. Oczywiście były wyjątki od tej reguły, ale nie one nadawały ton naszej oficjalnej humanistyce41.

Trzeba przy tym wyraźnie zaznaczyć, że nawet tradycyjna humanistyka polska nie została w pełni odbudowana. Co prawda profesor Tadeusz Kotarbiński został w 1957 r. prezesem Polskiej Akademii Nauk, ale np. do programu szkół średnich nie wróciła jako obowiązkowy przedmiot propedeutyka filozofii i wykładana dawniej w jej ramach psychologia. Usunięte z programu studiów prawniczych prawo kanoniczne również nie zostało przywrócone (usunięto je w okresie stalinowskim, chociaż bez jego znajomości trudno mówić o pełnej wszechstronnej znajomości prawa); nie wróciła też do programu studiów prawniczych psychologiczna teoria prawa ani socjologia prawa. W sądownictwie i naukach prawnych wprawdzie oficjalnie potępiono stalinowską teorię dowodów A. Wyszyńskiego, ale w programie studiów prawniczych nie wprowadzono jako osobnego przedmiotu nowoczesnej teorii dowodów, poprzestając na głoszeniu zasady swobodnej oceny dowodów przez sędziego, ponieważ zaś trudno jest sądom i organom ścigania obchodzić się bez pomocy jakiejkolwiek teorii dowodów, nic więc dziwnego, że w praktyce wymienionych organów PRL pokutowała nadal - oczywiście nieoficjalnie - teoria A. Wyszyńskiego (tworząc jakby swoisty drugi obieg prawny). Nie wróciła również usunięta w okresie stalinowskim z programu studiów ekonomicznych psychologia gospodarcza (bardzo zemściło się to w okresie wprowadzania gospodarki rynkowej po 1989 roku, gdyż psychologia gospodarcza to podstawa tego rodzaju gospodarki).

Można ogólnie stwierdzić, że w okresie po 1956 r. w polskiej humanistyce panował
dalej marksizm w jego poststalinowskim wydaniu, dopuszczono tylko pewne elementy nauki niemarksistowskiej – ale tylko takie, które nie były w zasadniczy sposób sprzeczne z marksizmem-leninizmem.

Ludzie, którzy przed 1956 rokiem zrobili karierę naukową, mieli nadal decydujący głos zarówno przy układaniu programów studiów jak i w sprawach personalnych, byli bowiem mężami zaufania politycznych dysponentów polskiej nauki. Zadbali też o to, aby swą pozycję umocnić od strony formalnej, przyznając sobie różne stopnie i tytuły naukowe i utrudniając awanse młodym ludziom, którzy mogli stanowić dla nich ewentualną konkurencję. Rozbudowywano więc biurokratyczne procedury zdobywania i zatwierdzania stopni i tytułów naukowych oraz ściśle kontrolowano wszelkie awanse w nauce - zwłaszcza zaś na
uczelniach.

Nie gardzono też donosami politycznymi i oszczerstwami, zaś w stosunku do LND, która kultywowała prawdziwe nauki humanistyczne, jako podstawę kształcenia swych kadr, użyto nawet represji policyjno-sądowych.

Oprócz tego na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych dokonano posunięcia bardzo groźnego dla rozwoju nauk technicznych (które ocalały ze stalinowskiego pogromu) - zabroniono pracownikom politechnik (podobnie zresztą jak i innych uczelni) posiadania dodatkowych etatów w przemyśle, budownictwie czy biurach projektowych. Wolno było natomiast – za specjalnym pozwoleniem – posiadać dodatkowe etaty w aparacie partyjnym, Polskiej Akademii Nauk czy aparacie państwowym. Rezultat był taki, że pracownicy uczelni technicznych stracili posiadane przedtem stałe kontakty z gospodarką i życiem technicznym (o ile decydowali się pozostać na uczelni). Wyższe szkolnictwo techniczne w znacznej mierze oderwało się wówczas od praktyki.

Kiedy po 1956 roku rozpoczął się okres naszej wzmożonej wymiany naukowej z Zachodem, ośrodki kierujące w tym czasie nauką polską nie miały nowoczesnej koncepcji wykorzystania w naszym interesie tej wymiany. Taką koncepcję miał oczywiście wywiad SB (polegała ona na kradzieży informacji) i on też w znacznym stopniu sterował wymianą naukową z Zachodem w swoim interesie, a że nie był on zainteresowany w rozwijaniu polskiej samodzielnej nauki (z tego MSW nie rozliczano), lecz raczej w wykorzystaniu naukowców do celów rozpoznania ośrodków zachodnich, więc to sterowanie przez MSW wymianą naukową z zagranicą nie wyszło na zdrowie naszej nauce.

Natomiast ośrodki zachodnie miały swoją koncepcję wykorzystania wymiany naukowej z Polską i innymi krajami komunistycznymi - oczywiście w interesie własnym. Co więcej dla zachodnich ośrodków walki informacyjnej nie było najważniejsze prowadzenie zwykłego wywiadu naukowego, lecz kładziono nacisk na subtelną inspirację i propagandę socjologiczną - a wobec tych działań PRL-owskie służby walki informacyjnej były właściwie bezbronne.

Przede wszystkim rozpoczęto kaperowanie najzdolniejszych polskich naukowców, zwłaszcza młodych, z których wielu pozostało na Zachodzie m. in. dlatego, że ich rozwój naukowy był w kraju hamowany przez starszych kolegów, wykształconych w okresie stalinowskim.

Jednakże od tego „drenażu mózgów” dla rozwoju nauki polskiej znacznie groźniejszy był inny proces. Do najciekawszych, najistotniejszych badań dopuszczano na Zachodzie tylko tych naukowców z krajów komunistycznych, którzy decydowali się pozostać na stałe za granicą lub byli swego rodzaju „mężami zaufania” (często wręcz agentami wywiadu naukowego) odpowiednich ośrodków zachodnich. Reszta, a była ich większość, trafiała z reguły tam gdzie prowadzono mało istotne (zwłaszcza z punktu widzenia zastosowań) badania, nie byli zaś dopuszczani do badań istotnych.

W rezultacie, po zakończeniu swego pobytu na Zachodzie, nasi naukowcy przywozili do kraju najczęściej mało istotną i mało użyteczną tematykę badawczą, jako rzekomo tematykę, którą zajmuje się „nauka światowa”. Jeżeli zajmowali się taką tematyką - wówczas liczyli, że ponownie zostaną zaproszeni na Zachód, zaś PRL-owski wywiad naukowy mógł być zadowolony, że rozpoznaje tematykę uprawianą w „nauce światowej”. Z biegiem czasu następował wskutek tego proces swoisteg „zamulania” naszej nauki drugorzędną problematyką, w najlepszym razie stanowiącą przyczynkarstwo w stosunku do tego, co uprawiały różne naukowe ośrodki zachodnie, w dodatku często nie najwyższej klasy.

Sytuacja ta była bardzo wygodna dla wszelkiego rodzaju miernot bez talentu, bowiem uprawiając przyczynkarstwo można się było powoływać na „naukę światową”. Ludzie pozbawieni talentu i inwencji twórczej zdobywali coraz większe wpływy na nasze życie naukowe, dbając o zdobywanie wszelkiego rodzaju kwalifikacji formalnych i decydując zarówno o sprawach personalnych jak i tematyce badań naukowych.

Tematy badań, o które dopominały się nasze ośrodki gospodarcze, były bardzo często przez „światowców” spychane na boczny tor, albo wręcz blokowane – prowadząc takie badania nie można wszak było uzyskać zaproszeń od zagranicznych ośrodków naukowych, a więc było się również mniej wartościowym dla wywiadu naukowego PRL-owskiego MSW.

Przyczynkarze zapatrzeni w „naukę światową” starali się też niejednokrotnie o zajmowanie pozycji doradców różnych wpływowych osobistości politycznych, a następnie dbali przede wszystkim o to, aby przypadkiem jakiś naukowiec z prawdziwego zdarzenia nie zagroził ich pozycji.

Ośrodki zachodnie zajmujące się walką informacyjną umiały wykorzystywać tę sytuację, podsuwając naszym naukowcom – zwłaszcza tym, którzy opracowywali ekspertyzy na użytek władz partyjno-państwowych – odpowiednio spreparowane materiały inspiracyjne (np. wspomniane wyżej prognozy demograficzne).

Analogiczne metody stosowały zachodnie ośrodki walki informacyjnej w dziedzinie kultury, spełniając rolę swoistego bogatego mecenasa dla tych twórców, którzy uprawiali twórczość dobrze widzianą na Zachodzie.

Jako charakterystyczny przykład inspiracji zachodniej może służyć omawiana poprzednio sprawa polityki demograficznej. Na podstawie wspomnianych wyżej zachodnich i opartych na nich polskich prognozach demograficznych przewidywano, że Polsce grozi przeludnienie, które uniemożliwić może wzrost stopy życiowej. Ponadto tłumaczono kierownictwu partyjnemu, że polityka ograniczania przyrostu naturalnego, ułatwiania przerywania ciąży i rozpowszechniania antykoncepcji sprzyjać będzie walce z wpływami Kościoła katolickiego.

Zasugerowane tym ośrodki decyzji politycznej PRL od 1956 r. rozpoczęły konsekwentną politykę ograniczania przyrostu naturalnego.

Józef Kossecki

ciąg dalszy - Niszczenie nauki polskiej cz. 4 - Okres gierkowski

-----------------------------------------

25 H Dominiczak, Organy bezpieczeństwa PRL, s. 167
26 Z. Ż., Nauka po komunizmie, „Myśl Polska”, 2 sierpnia 1998 r.
27 Por. T. Kosobudzki, BEZPIEKA W MSZ - Służby specjalne w polityce zagranicznej RP w latach 1989-1997, Kielce - Warszawa 1998, s. 16.
28 H. Piecuch, Akcje specjalne, wyd. cyt., s. 406-407.
41 Jako przykład może tu służyć twórca polskiej cybernetyki Marian Mazur, który po 1956 roku mógł już swój dorobek z zakresu cybernetycznej teorii układów samodzielnych - mający przełomowe znaczenie dla nauki światowej - prezentować jawnie, ale musiał się tułać po różnych instytucjach naukowych, nie pozwolono mu podjąć wykładów z cybernetyki na uczelni, a w końcu odmówiono przyznania tytułu profesora zwyczajnego (tytuł zaś profesora nadzwyczajnego uzyskał dawniej za prace z zagadnień termoelektryczności).

-------------------------------------------

źródło: Józef Kossecki, Wpływ totalnej wojny informacyjnej na dzieje PRL, Kielce 1999, Mirosław Rusek
-------------------------------------------

Weryfikacja polskich kadr naukowych - doc. Józef Kossecki

piątek, 23 marca 2012

Komandosi - lata 70. i początek 80.

Fragment książki: Józef KOSSECKI, Geografia opozycji politycznej w Polsce w latach 1976-1981,
Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej,
Warszawa 1983.

Działalność trockistów w Polsce w latach siedemdziesiątych i na początku lat osiemdziesiątych

Na początku lat siedemdziesiątych wielu „komandosów" wyłączyło się z zewnętrznej działalności politycznej. Modzelewski robił w tym czasie karierę naukową w Polskiej Akademii Nauk, inni - jak Kuroń czy Michnik - publicznie odżegnywali się od trockizmu, deklarując się tym razem jako „socjaldemokraci". Warto jednak zaznaczyć, że mimo tych deklaracji, już w pierwszym okresie organizowania Komitetu Obrony Robotników, pod koniec 1976 r., przyjęli jednak pomoc finansową od trockistów, przy czym część sumy została przekazana Michnikowi, który bawił wówczas w Paryżu, a część ludziom Kuronia w Polsce. Trockiści domagali się umieszczenia w biuletynie KOR informacji o kwocie dostarczonej przez siebie na pomoc dla robotników w Polsce z wyszczególnieniem ofiarodawcy. Kierownictwo KOR tak długo jednak zwlekało z tą sprawą, że trockiści zaczęli oskarżać korowców o sprzeniewierzenie pieniędzy, powołując się przy tym na tryb życia Michnika w Paryżu.

Główną organizacją trockistowską, która na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych usiłowała oddziaływać na polskich robotników i w ogóle na społeczeństwo polskie, była Rewolucyjna Liga Robotnicza Polski, sekcja IV Międzynarodówki. Oprócz niej usiłowały również działać różne inne, mniej istotne grupki, z których największe znaczenie miała grupa ukształtowana wokół biuletynu informacyjnego „Szerszeń". Pismo to zaczęło ukazywać się w Paryżu od kwietnia 1977 r. Wychodziło początkowo w języku polskim i francuskim, a następnie również w duńskim. Jego głównym redaktorem był Edmund Bałuka, który w grudniu 1970 r. i styczniu 1971 r. był przewodniczącym Komitetu Strajkowego w Stoczni im. Adolfa Warskiego w Szczecinie, a potem opuścił Polskę i stał się emigrantem politycznym. „Szerszeń" wielokrotnie podkreślał, że jest skierowany przede wszystkim do klasy robotniczej. Wiele miejsca poświęcano w nim działalności różnych grup nielegalnej opozycji w Polsce i w innych krajach socjalistycznych.

Na łamach "Szerszenia" opublikowano też 13-punktowy program, do którego wiele postulatów zaczerpnięto od trockistów. Omawiano koncepcje Trockiego i głoszono tezę o ukształtowaniu się w krajach socjalistycznych „nowej klasy partyjnych biurokratów". Propagowano też koncepcje tworzenia w Polsce nowych organizacji, dużo miejsca poświęcając przy tym „wolnym związkom zawodowym", „radom robotniczym", a także „partii klasy robotniczej", która miałaby „skończyć z monopolem PZPR". Za wiodącą organizację opozycyjną w Polsce redakcja „Szerszenia" uznała Komitet Samoobrony Społecznej Komitet Obrony Robotników (KSS KOR), publikując obszerne informacje o jego działalności, a także niektóre artykuły, jego przywódców.

Działalność organizacji trockistowskich w Polsce, która w latach siedemdziesiątych była trudna, do zauważenia, ożywiła się w 1980 r. i bardzo nasiliła w roku następnym.

W numerze 14 „Szerszenia", z czerwca 1980 r., ukazał się komunikat Tymczasowego Komitetu dla Stworzenia Polskiej Socjalistycznej Partii Pracy. Komitet ten, jak wynikało z zamieszczonego komunikatu, powstał 2 marca 1980 r. w Paryżu, przyjmując, jako przejściową platformę działania, 13-punktowy program opublikowany przez redakcję „Szerszenia". Punkty te, oprócz postulatów utworzenia „niezależnych związków zawodowych" i „zniesienia monopolu PZPR", obejmowały również postulat „rozwiązania sił represyjnych MSW", a także: prawo do strajku, powołanie rad robotniczych we wszystkich zakładach pracy. W sferze polityki zagranicznej postulowano unieważnienie traktatów zawartych przez Polskę i wycofanie wojsk radzieckich z naszego kraju. Był to więc program oparty głównie na koncepcjach IV Międzynarodówki[3].

W tym też okresie zintensyfikowała swą działalność główna organizacja trockistowska w naszym kraju - Rewolucyjna Liga Robotnicza Polski. Jej organ, „Walka Klas", w sierpniu 1980 r., jeszcze przed rozpoczęciem wielkich strajków na Wybrzeżu, zamieścił oświadczenie zatytułowane „Sytuacja wymaga nowej robotniczej alternatywy", w którym czytamy:

„Robotnicy i młodzieży, nie może już być dziś żadnych złudzeń, co do jakichkolwiek możliwości ugody z panującą biurokracją. Wszyscy ci, którzy wciąż głoszą, że można poprzez dialog, wywieranie nacisku czy też reformy samej biurokracji dojść do porozumienia z nią, sieją wśród klasy robotniczej iluzje, które mogą mieć bardzo ciężkie konsekwencje dla przyszłości społeczeństwa. (...)

W aktualnych strajkach powstały, komisje i komitety robotnicze. Ich centralizacja na szczeblu miast, województw i kraju, budowa nowych komisji w fabrykach i zakładach przemysłowych, w których ich jeszcze nie ma, jest pierwszym krokiem niepodległości klasowej"
[4].

W tym samym numerze „Walki Klas" opublikowano również artykuł pt. „Strajki w Polsce i ZSRR. Jak walczyć o prawa i niezależność klasy robotniczej", w którym czytamy:

„RLRP wzywa do przekształcenia istniejących już komitetów strajkowych w komitety stałe, wybieralne i odwoływalne w każdej chwili przez zgromadzenia fabryczne. Komitety te winny zorganizować kontrolę robotników nad fabryką i jej produkcją oraz odizolować i zneutralizować wszystkich miejscowych biurokratów, nie tylko w fabrykach, ale w całym regionie. Natomiast tam, gdzie nie ma jeszcze komitetów strajkowych, trzeba jak najszybciej wybrać komitety kontroli robotniczej tak, ażeby cały kraj pokrył się szeroką siecią niezależnych organizacji robotniczych, skupiających całą klasę pracującą.

W tym celu Rewolucyjna Liga Robotnicza Polski wzywa czytelników i kolporterów „Walki Klas", aby w każdym strajku i ruchu bili się aktywnie o scentralizowanie komitetów i komisji robotniczych w skali miast, województw i całego kraju oraz o przygotowanie i zorganizowanie Ogólnokrajowego Wolnego Kongresu Związków Zawodowych, który stałby się prawdziwym kręgosłupem mobilizacji mas, ich niezależnym ośrodkiem kierowniczym. (...)"
[5].

Jak więc wynika z treści cytowanego artykułu, pochodzącego z numeru noszącego datę 6 sierpnia 1980 r., jeszcze przed rozpoczęciem wielkich strajków na Wybrzeżu, na Śląsku i w innych częściach Polski - przedstawianych przez propagandę Zachodu, a także opozycję antysocjalistyczną jako całkowicie spontaniczny i nie kierowany przez żaden ośrodek politycznej dyspozycji ruch „oddolny" - został zawczasu opracowany i opublikowany fachowy scenariusz, prawie dokładnie realizowany podczas wydarzeń, jakie miały miejsce w Polsce w ciągu następnych kilkunastu miesięcy. Trzeba też dodać, że trockiści nie ukrywali nawet tego, iż ich działalność zmierza do wywołania zaburzeń społecznych nie tylko w Polsce, ale również i w innych krajach systemu socjalistycznego, a zwłaszcza w ZSRR. Mimo wysiłków z ich strony, doszło jednak do zawarcia umów społecznych w Gdańsku, Szczecinie i Jastrzębiu. Wkrótce więc „Walka Klas" rzuciła hasło: „Zerwać układy gdańskie!". W numerze z 29 października 1980 r. opublikowany został artykuł pt. „Front Jedności o Rząd Odpowiedzialny przed Radami Robotniczymi", w którym czytamy m.in.:

„Ponownie na porządku dnia stoi strajk powszechny - strajk o wiele głębszej wymowie niż sierpniowe walki wokół 21 żądań. W sierpniu robotnicy postawili wszystkie problemy codziennego życia i demokracji robotniczej. Dziś jednak gra toczy się o władzę. Problem władzy politycznej przejawia się we wszystkich dyskusjach i strajkach. Trzeba go więc postawić z całą świadomością. (...)

W łonie NSZZ, na zgromadzeniach, wśród studentów i w ich nowych związkach przejawia się jeszcze inny wątek. Zaczyna odczuwać się potrzebę nowego kierownictwa klasy robotniczej zdecydowanego iść do końca. (...)

Rewolucyjna Liga Robotnicza Polski mówi robotnikom i młodzieży: musimy zbudować międzynarodowe przymierze proletariatu w otwartej, braterskiej walce o robotniczą władzę. (...) Nasza walka jest początkiem całego procesu rewolucyjnego w, Europie. (...)

Rewolucyjna Liga Robotnicza Polski wzywa do natychmiastowego utworzenia Frontu Jedności o Rząd Odpowiedzialny przed Radami Robotniczymi (...)"
[6].

W numerze tym opublikowano również Apel, w którym zawarto następujące hasła:

„Dziś trzeba zerwać układy gdańskie, ponieważ tylko w ten sposób można dalej rozwinąć walkę i doprowadzić do realizacji żądań. (...)

Wyłącznie scentralizowany w skali krajowej ruch jest zdolny przeciwstawić się i skutecznie walczyć z panującym aparatem biurokracji. W związku z tym, potrzebna jest robotnikom i wszystkim pracującym Ogólnokrajowa Federacja Wolnych Związków Zawodowych!"
[7]

Jako warunek stworzenia takiej federacji postulowano min.: rozwiązanie CRZZ, wolny zjazd związków zawodowych, prawo zrzeszania się dla wszystkich organizacji i partii politycznych, zniesienie cenzury, wolność dla wszystkich więźniów politycznych, a w szczególności - powrót emigrantów, którzy opuścili Polskę po wydarzeniach w marcu 1968 r.

W tym samym numerze „Walki Klas" rzucone zostały osobno jeszcze dwa hasła: „Wolność dla Leszka Moczulskiego!" oraz „Umorzenie postępowania karnego przeciw członkom KSS-KOR". Opublikowano w nim również artykuł Henryka Paszta pt. „Kogo broni Kościół: robotników czy PZPR?", w którym czytamy:

„Episkopat w Polsce jest bezpośrednio kierowany przez Watykan. Apel kardynała Wyszyńskiego o powrót do pracy był inspirowany troską Watykanu, aby strajki w Polsce przypadkiem nie przeszkodziły przygotowaniom do konferencji bezpieczeństwa europejskiego władców świata. Jak wielkie złudzenia mają ci, którzy powiadają, że Kościół polityką się nie zajmuje"[8].

Przytoczone hasła miały charakter demagogiczny, ale była to demagogia dobrze przemyślana i zmierzająca do wyraźnie określonego celu. Hasła, w rodzaju „przywrócenie praw wyrzuconym z pracy i uczelni", były obliczone na pozyskanie poparcia szerokich mas. Nie ukrywano jednak przy tym, że chodzi o zorganizowanie strajku powszechnego, który byłby podstawowym elementem w grze o władzę. Nie ukrywano też, że chodzi o wywołanie rewolty nie tylko w Polsce, ale również i w innych krajach socjalistycznych. Centralizacja „wolnych związków zawodowych" (która zresztą stała się podstawą organizacji „Solidarności") została wyraźnie uzasadniona koniecznością skutecznej walki z władzą. Wysunięto również postulat tworzenia wielu organizacji i partii politycznych.

Wszystkie te hasła stanowiły zmodyfikowaną i dostosowaną do aktualnych polskich warunków wersję omawianego programu trockistowskiego z 1957 r.

Trzeba też dodać, że Kościół katolicki w Polsce przedstawili trockiści niemal jako pas transmisyjny władz partyjno-państwowych do określonych środowisk społecznych.

W ciągu następnych kilkunastu miesięcy ekstremiści z „Solidarności" podchwycili wszystkie hasła wysunięte przez trockistowską „Walkę Klas" (której egzemplarze były sprzedawane w lokalach związku). Nie przeszkadzało to zresztą propagandystom „Solidarności", podobnie zresztą jak zachodnim, przedstawiać tych haseł i koncepcji jako całkowicie oryginalnych, niepowtarzalnych i wyrosłych na polskim specyficznym gruncie.

W kolejnym numerze „Walki Klas" z 28 grudnia 1980 r., po odsłonięciu pomnika ofiar wypadków grudniowych z 1970 r., opublikowano artykuł wstępny Józefa Goldberga, w którym czytamy min.:

„Natomiast ogłoszone zostało prawdziwe »Przymierze Narodowe« wokół kierowniczej roli PZPR między biurokracją stalinowską, Episkopatem a frakcją Wałęsy w »Solidarności« oraz pewnymi sektorami opozycji. Wszystko się odbyło tak, jak gdyby podstawowym problemem była wspólnota wszystkich Polaków wokół tzw. odbudowy kraju, nie zaś walka o prawdziwą władzę klasy robotniczej, która toczy się już od sześciu miesięcy"[9]

W tym samym numerze „Walki Klas" przedrukowano tekst ulotki Międzynarodowej Młodej Gwardii (hiszpańskiej sekcji Rewolucyjnej Międzynarodówki Młodzieży), w której czytamy m.in.:

„Wałęsie, przedstawicielowi Świętego Przymierza Waszyngton-Moskwa-Watykan, nie udało się zdemobilizować polskich robotników nawet w obliczu wojskowych manewrów. Jego »kompromis historyczny« na rzecz ocalenia »kierowniczej roli partii« stalinowskiej jest nie do pogodzenia z socjalistycznymi interesami robotników"[10].

Warto zaznaczyć, że również i ten numer „Walki Klas" był kolportowany w lokalach „Solidarności", w których równocześnie na ścianach wisiały krzyże i portrety papieża, co chyba najlepiej świadczy o cynizmie ideologicznym wielu przywódców tego związku.

W okresie kryzysu politycznego, wywołanego wypadkami w Bydgoszczy w marcu 1981 r., „Walka Klas" opublikowała następujące hasła: „Bydgoszcz: prowokacja przeciw »Solidarności«„ „Żadnej pomocy dla rządu pałkarzy!"; „Wolność dla politycznych"; „Ukaranie winnych represji"; „Rozwiązanie oddziałów MO, SB, ORMO"; „Uwaga Robotnicy! Przygotowuje się interwencja!!!"; „Natychmiastowy kongres MKZ-ów i MKR-ów!".

W tym samym numerze zamieszczono też „Oświadczenie RLRP", w którym czytamy:

„Wydarzenia w Bydgoszczy są jeszcze jednym dowodem: niezależne komitety klasy robotniczej, demokracja robotnicza, są nie do pogodzenia z władzą biurokracji. (...)

Raz jeszcze bardzo szybki rozwój sytuacji, cała walka klasy robotniczej pokazały, że droga ciągłych negocjacji i coraz dalszych kompromisów za wszelką cenę stanowi niebywałe niebezpieczeństwo dla całego ruchu. Wzmacniając złudzenia co do możliwości pokojowego dialogu, co do możliwości wygranej metodą nacisku, rozbraja ona ruch klasowy wobec represji i szykujących się frontalnych ataków. (...)

Dziś w obliczu tej sytuacji ponownie przed klasą robotniczą stoi problem kierownictwa ruchu i planu walki. (...)

(...) Wzywamy do utworzenia Frontu Jedności o Rząd Odpowiedzialny przed Kongresem MKZ-ów i MKR-ów!"
[11]

Omawiany numer „Walki Klas" zawierał również, przedrukowany z Programu IV Międzynarodówki, rozdział dotyczący rad robotniczych, w którym czytamy m.in.:

„Komitety Fabryczne są, jak powiedziano, elementem dwuwładzy w fabryce. Dlatego też ich istnienie jest możliwe jedynie w sytuacji rosnącego nacisku mas. (...)

Rady mogą narodzić się jedynie tam, gdzie ruch masowy wchodzi w stadium jawnie rewolucyjne (...).

Dlatego też z chwilą pojawienia się, stają się konkurentami i przeciwnikami władz lokalnych, a następnie samej władzy centralnej. O ile komitet fabryczny stwarza elementy dwuwładzy w fabryce, o tyle rady zapoczątkowują okres dwuwładzy w całym kraju"
[12].

Wymowa tego rodzaju haseł w okresie niebezpiecznego napięcia wywołanego wypadkami bydgoskimi była jednoznaczna. Jednak w tym czasie nie udało się jeszcze trockistom przekonać mas członkowskich „Solidarności", a nawet większości jego kierownictwa o konieczności konfrontacji i - mimo wysiłków trockistowskich agitatorów - nie doszło jednak do kompromisu, który wywołał zdecydowaną dezaprobatę ekstremistów (Karol Modzelewski ustąpił demonstracyjnie ze stanowiska rzecznika prasowego „Solidarności").

Trockiści włączyli się też na swój sposób do akcji przed IX Zjazdem PZPR - „Walka Klas" z 12 lipca 1981 r. opublikowała artykuł wstępny Sergio Peiro, w którym czytamy:

„Jeden z towarzyszy, działacz »Solidarności«, powiedział, że. MKZ-y nie przygotowują się na wypadek interwencji; potrzebna jest pilnie partia organizująca starcie z Kremlem. (...) Doszliśmy do wspólnego rozumienia problemu: jak silne by nie były wolne związki zawodowe, cały kryzys koncentruje się na kwestii kierownictwa ruchu; (...) nie chodzi o zorganizowanie współistnienia z, aparatem Kremla, czy też o jego zreformowanie, lecz o przygotowanie i zorganizowanie starcia z tym aparatem, o doprowadzenie do jego rozbicia na rzecz dalszego rozwoju rewolucji; (...)

(...) Polska Sekcja IV Międzynarodówki ukierunkowuje ruch do politycznego zerwania z układami gdańskimi, do walki o władzę - o Rząd Odpowiedzialny przed Komitetami Fabrycznymi i MKZ-ami"
[13].

Fragmenty te świadczą wyraźnie o tym, że trockiści, nie ukrywając swych celów, stwierdzali jasno, że dążą do zerwania porozumienia narodowego, do konfrontacji i rozbicia aparatu władzy nie tylko w Polsce, ale również i w innych krajach socjalistycznych. Natomiast działacze, związani z KOR i innymi sprzymierzonymi z nim organizacjami, uważali, że otwarte występowanie pod trockistowskimi sztandarami i hasłami może odstraszyć wielu zwolenników - przede wszystkim tych o nastawieniu prawicowym, katolickim i narodowym, którzy mogą odnieść się do trockizmu niechętnie, a nawet wrogo. Zamiast więc portretów Trockiego i emblematów IV Międzynarodówki, wieszali w lokalach „Solidarności" emblematy katolicko-narodowe. Ale, oczywiście, dekoracje te nie przeszkodziły im czerpać wielu haseł z repertuaru IV Międzynarodówki, nie podając źródła swego „natchnienia".

Kolejny, główny etap oddziaływania trockistów na sytuację w naszym kraju rozpoczął się 13 września 1981 r., gdy do Polski przyjechał, z hiszpańskim paszportem na nazwisko Sanchez Vizar-Miguel, były student SGPiS, emigrant pomarcowy, a ostatnio jeden z redaktorów „Walki Klas", Stefan Bekier. Rozpoczął on bardzo ożywioną działalność - kontaktował się nie tylko z ekstremistami „Solidarności", ale również z pracownikami Radia i Telewizji, Polskiej Akademii Nauk, dużych zakładów pracy w Warszawie, na Śląsku i w Gorzowie Wielkopolskim. Ludzie uruchomieni przez Bekiera vel Sanchez Vizar-Miguela zabrali się energicznie do roboty: jedni do agitacji, drudzy do organizowania bojówek.

Po dwumiesięcznej działalności, 11 listopada 1981 r. Stefan Bekier został zatrzymany i wydalony z Polski. Okazało się, że miał on ze sobą elaborat zatytułowany: „Tezy do dyskusji działaczy ZSRR i krajów Europy Wschodniej o powrót do Lenina", w którym czytamy m.in.:

„IV Międzynarodówka zwraca się do klasy robotniczej, do młodzieży, do działaczy i bojowników opozycji Robotniczej, związkowej i demokratycznej w ZSRR, Polsce, Czechosłowacji, na u Węgrzech, w Rumunii, w Bułgarii, w Albanii i w Jugosławii. Wzywa ich do wspólnego przygotowania nowego etapu starć rewolucyjnych jaki otworzyła polska rewolucja.

IV Międzynarodówka zwołuje Konferencję, Działaczy ZSRR i Europy Wschodniej pod hasłem »powrót do Lenina«, świadoma, iż obecna sytuacją światowa stawia palący wymóg - zbudowania nowego kierownictwa rewolucyjnego (...).

Polska rewolucja daje sygnał początku rewolucji europejskiej. (...)

Propozycja programu minimum wyjścia z kryzysu, wokół którego walczy Rewolucyjna Liga Robotnicza Polski (sekcja IV Międzynarodówki), koncentruję się na trzech punktach: Kontrola Robotnicza, Swobody Robotnicze i Demokratyczne, Niepodległość Polski.

W oparciu o powyższy program minimum, IV Międzynarodówka wystąpiła (...) Jednolitego propozycją utworzenia Jednolitego Frontu o Rząd Odpowiedzialny przed Scentralizowanymi Radami Robotniczymi.

W łonie »Solidarności«, w MKZ i radach robotniczych, samorządach IV Międzynarodówka walczy o organizowanie walnych zebrań fabrycznych i zakładowych (...)"
.[14]

„Powrót do Lenina" był więc dla trockistów równoznaczny z prowadzeniem działalności wywrotowej w krajach socjalistycznych pod starymi hasłami IV Międzynarodówki. Odrzucali przy tym wszelkie koncepcje jedności narodowej Polaków.

A więc chcieli w tym czasie rozpocząć konkretne przygotowania do przejmowania władzy w Polsce oraz przygotowania działań wywrotowych również w innych krajach socjalistycznych. I Zjazd „Solidarności" poszedł po linii propagowanej przez trockistów uchwalając „Posłanie do ludzi pracy Europy Wschodniej" oraz program, w którym znaleźć można wiele koncepcji zaczerpniętych z trockistowśkich dokumentów programowych. Toteż „Walka Klas" z 25 września 1981 r. w artykule pt. „Przerwanie okrążenia", tak oto pisała na ten temat:

„Po roku poszukiwań, bezpłodnego szamotania się i daremnych prób rozwiązania podstawowej sprzeczności między interesem klasy robotniczej i interesem rządzącej biurokracji w ramach Polski, w ramach narodowych, I Zjazd Delegatów NSZZ »Solidarność« podjął próbę wyjścia z błędnego koła, próbę przerwania okrążenia. »Posłanie do ludzi pracy Europy Wschodniej« jest zaledwie pierwszym krokiem w tym kierunku. Wyznacza ono jednakże drogę, jedyną drogę, jaka istnieje (...). Innej drogi nie ma"[15].

Szerokie masy członków NSZZ „Solidarność", w których imieniu (formalnie rzecz biorąc) uchwalono na zjeździe owo posłanie, nie miały najmniejszego pojęcia, kto faktycznie inspirował delegatów zjazdowych, ani też, jakie były dalekosiężne cele różnych manipulacji na zjeździe. Sprytni manipulatorzy nie ujawniali trockistowskich źródeł inspiracji, z całym cynizmem natomiast posługiwali się różnymi hasłami i emblematami religijnymi i narodowymi, publikując zarazem w swoich wydawnictwach takie artykuły, jak „Niezależność od państwa, PZPR, od... Kościoła", w którym czytamy:

„W naszej powojennej historii Kościół zawsze prowadził zręczniejszą politykę od PZPR. Kilkoma efektownymi pociągnięciami wcielił się w rolę formacji opozycyjnej. Ludzie, którzy nie mieli lepszego pomysłu na wyrażenie protestu przeciwko reżimowi... chodzili po prostu do kościoła. (...)

Gdy nastały sierpniowe dni - Kościół zameldował się pod bramami Stoczni jako pierwszy. Było duchowieństwo, byli ludzie z KIK, a nawet z PAX. Obok znaczków i całej symboliki »Solidarności« zaczęły pojawiać się krzyże. (...) Papież kreował się na obrońcę i symbol robotniczego protestu. W końcu stało się tak, że każde spotkanie »Solidarności« zaczynało się mszą. I diabli wiedzą, co w tych spotkaniach było częścią oficjalną, a co artystyczną. (...)

Uwalniając nasz Związek od wszystkich zależności, uwolnijmy go również od Kościoła"
[16].

Ten obszerny cytat pozwala się zorientować, że trockiści są równie wrogo nastawieni do PZPR jak i do Kościoła katolickiego. W świetle tego można zrozumieć, jak głęboko cyniczni byli ci manipulatorzy z KOR i pokrewnych mu organizacji, którzy - głosząc trockistowskie hasła i narzucając je związkowi jako program - potrafili równocześnie z całą obłudą posługiwać się symbolami religijnymi jako swoistą dekoracją, która miała przyciągać naiwnych ludzi.

Trockistowscy działacze zdawali sobie doskonale sprawę ze skutków proponowanych przez nich działań. W omawianym, zjazdowym numerze „Walki Klas" zamieszczono też artykuł „Wykreślić - i co dalej?", w którym m. in. stwierdzono:

„Podczas pierwszej części obrad I Krajowego Zjazdu Delegatów NSZZ »Solidarność« reprezentant Gdańska, J. Sobieszak, zaproponował wykreślenie z Preambuły Statutu ustępu o przewodniej roli partii. Uważamy, że ta propozycja jest ze wszech miar słuszna, chcielibyśmy jednak zwrócić uwagę na konsekwencje podobnego kroku. (...)

(...) Po prostu prawa rewolucji i wszelkich (przewrotów społecznych są jednakie. Nikt nie oddaje władzy dobrowolnie. Trzeba ją odebrać siłą lub zrezygnować z dochodzenia swoich praw. (...)

(...) Gdyby propozycja ta została przyjęta, wówczas ulega zasadniczej zmianie sytuacja Związku. Równa się to wypowiedzeniu wojny »Solidarności« przez PZPR i natychmiastowe przygotowanie do obrony jest nieodzowne. (...) Statutowe ograniczenie uzależnienia od PZPR zostanie usunięte i tym samym »Solidarność« stanie wobec istniejącej konstelacji przeróżnych nurtów i prądów politycznych płynących w łonie Związku. (...)

Zapewne najbliższe lata będą bardzo trudnym okresem dla Polski. Można się spodziewać wszystkiego: inwazji wojsk radzieckich i sprowokowanej wojny domowej, dogłębnie ciężkiego kryzysu gospodarczego. (...) Dlatego dzisiaj musimy być mądrzejsi i nie dopuścić do sabotażu i prowokacji. Podzieleni politycznie, łączymy się we wspólnej walce pod sztandarem »Solidarności«
[17].

Trockiści poczuli się więc już tak silni w „Solidarności", że wystąpili wobec zjazdu z całkiem jasnymi koncepcjami konfrontacji nie ukrywając nawet ewentualnych konsekwencji przyjęcia przez związek zalecanych przez nich postulatów. Mafijno-kamuflażowa taktyka, stosowana do zjazdu przez KOR, stała się już niepotrzebna - i to chyba zadecydowało o samorozwiązaniu się KOR, o czym ogłoszono podczas obrad I Zjazdu „Solidarności".

Jakiekolwiek wątpliwości co do działalności trockistów i ich wpływu na „Solidarność" ostatecznie rozwiewa inny artykuł opublikowany w tym samym zjazdowym numerze "Walki Klas", pióra Marka Kantora, pt. „Walka o władzę robotniczą = prowokacja?". Czytamy w nim:

„W czasie pierwszej tury Zjazdu »Solidarności« kilku działaczy i delegatów sprzedawało w kuluarach »Walkę Klas« i rozdawało odezwą RLRP na rzecz Frontu Jedności o Rząd Odpowiedzialny przed Radami Robotniczymi. Ktoś z Prezydium powiedział do mikrofonu, że... to prowokacja!! Demokracji robotniczej w »Solidarności« nie zbuduje się nigdy tolerując podobne metody (...). »Walka Klas« i polityka RLRP jest znana od Sierpnia w coraz szerszych kręgach »Solidarności«. Jest masowo czytana i dyskutowana. Jej propozycje zwłaszcza walka o obalenie władzy stalinizmu i o władzę Rad Robotniczych, zyskują jej coraz więcej zwolenników. A także wrogów. (...) Ale gdy niektórzy przywódcy frakcji Wałęsy, a nawet i KOR usiłują uniknąć jawnej, otwartej konfrontacji politycznej z IV Międzynarodówką, rzucając oszczerstwo na temat »prowokacji«, to wówczas sprawa dla robotników »Solidarności« staje się niezmiernie poważna. (...) Nie pozwolimy, by próbowano - na domiar właśnie stalinowskimi metodami - odebrać wolność słowa tym, którzy odrzucają politykę »dialogu« z władzą i walczą o zbudowanie robotniczej partii rewolucyjnej"[18].

Szerokie rzesze członków „Solidarności" nie miały, oczywiście, pojęcia o tym, kto faktycznie inspirował decydującą część „wtajemniczonych" delegatów zjazdowych, którzy uchwalali zarówno „posłanie" jak i program związku.

W kilka tygodni po zjeździe „Solidarności" zarysowała się znowu szansa uspokojenia. Doszło nawet do rozmowy między generałem Jaruzelskim, prymasem Glempem i przewodniczącym „Solidarności" Wałęsą. Rozmowy te i w ogóle możliwość uspokojenia, jak się okazało, zaniepokoiły trockistów, którzy zareagowali szybko.

3 grudnia 1981 r. obywatel hiszpański, Franco Rabell Jose Luis, przywiózł do Polski uchwałę programową III Konferencji Rewolucyjnej Ligi Robotniczej Polski, sekcji IV Międzynarodówki. Czytamy w niej:

„I Zjazd »Solidarności« był decydującym zwrotem w rozwoju rewolucji politycznej od sierpnia 80. (...) III Konferencja RLRP oświadcza otwarcie wobec całej klasy robotniczej i narodu uciskanego: starcie jest na dziś, nie na jutro. Trzeba się doń przygotować świadomie i otwarcie. (...)

Starcie w Polsce będzie zatem pierwszą wielką bitwą rewolucji europejskiej, która dojrzewa na całym kontynencie w przyspieszonym tempie. (...) To pierwsze starcie otworzy nowy historyczny etap wielkich wstrząsów społecznych w Europie, konwulsyjnych kryzysów politycznych, wojen domowych, i rewolucji. (...)

Nie jest już możliwe jakiekolwiek współżycie »Solidarności« z władzą PZPR. »Solidarność« musi zmienić program walki i kierownictwo przeciwstawić- się polityce »jedności z władzami, zakrawającej coraz bardziej na zdradę, przejąć w pełni inicjatywę polityczną i doprowadzić do końca zapoczątkowany na zjeździe gdańskim zwrot. Tak, aby przygotować się do obalenia PZPR i przejęcia władzy państwowej przez ludzi pracy, przez Rady Robotnicze. Żaden przywódca »Solidarności« nie może uczestniczyć lub też kryć w jakiejkolwiek formie »frontu porozumienia narodowego«, tj. »frontu ocalenia PZPR«. (...) Rewolucyjna Liga Robotnicza Polski wzywa wszystkich ludzi pracy, wszystkie radykalne prądy, działaczy KPN, którzy od zjazdu »Solidarności« usiłują, przeciwstawić się próbom wmontowania »Solidarności« do »porozumienia narodowego« z PZPR: przygotujmy razem, w otwartej, braterskiej walce politycznej, wspólnie z IV Międzynarodówką, Otwarty Kongres Założeniowy RRPP (Rewolucyjnej Robotniczej Partii Polski), wyjaśnijmy wspólnie program takiej partii i metody zorganizowania zwycięskiej rewolucji politycznej w Polsce, w ZSRR i w całej Europie Wschodniej; program walki o Socjalistyczne Stany Zjednoczone Europy."
[19]

Trockiści tak już widocznie byli pewni zwycięstwa, że 3-punktowy „Program minimum wyjścia z kryzysu" przedstawiali jako swój program rządowy. Program ten stanowił uderzenie w system naszych sojuszów, w wewnętrzny system bezpieczeństwa oraz w gospodarkę, a wszystko pod hasłami skrajnie lewackimi, zaczerpniętymi z repertuaru IV Międzynarodówki.

Przytoczone fragmenty uchwały program programowej III Konferencji RLRP pozwalają zorientować się, że dokument ten miał charakter instrukcji dotyczącej przygotowania trockistowskiej rewolty w Polsce, która miała posłużyć jako materiał wybuchowy do wysadzenia w powietrze systemu państw socjalistycznych. Już 3 grudnia 1981r. instrukcję tę zaczęto realizować w trakcie narady centralnego kierownictwa „Solidarności" - Prezydium KK i przewodniczących regionów. Lech Wałęsa zapytany o Front Porozumienia Narodowego stwierdził: „Decyzja jest na nie. Nie ma porozumienia, bo nie ma z kim się porozumieć". Podczas tych narad tendencje konfrontacyjne wzięły górę - co stanowiło zresztą pewne zaskoczenie dla szerokich rzesz społeczeństwa, które nie orientowały się, kto faktycznie od pewnego czasu inspirował głównych prowodyrów ekstremy „Solidarności".

W następnych dniach w poszczególnych regionach przystąpiono do działań zalecanych przez trockistowską instrukcję. W dniach 5 i 6 grudnia 1981 r. obradowało II Walne Zebranie Delegatów Regionu „Mazowsze" NSZZ „Solidarność", które podjęło uchwałę określającą tryb i zasady tworzenia tzw. „straży robotniczej", która miała się stać quasi-militarną strukturą w ręku kierownictwa związku. 7 grudnia 1981 r. odbywały się obrady Zarządu Regionu Dolny Śląsk we Wrocławiu. Podczas nich padły następujące stwierdzenia:

„Strajk powszechny bezterminowy po prostu oznacza, innymi słowy, powstanie narodowe bezkrwawe i oznacza po prostu, że władza przestaje istnieć. (...)

Instrukcja brzmi pięknie, ale podstawowa teza zasadza się na jakimś takim pobożnym życzeniu, że będzie to ogólnonarodowe powstanie bezkrwawe; natomiast ja jestem głęboko przekonany, że część aparatu wojskowo-milicyjnego będzie do nas strzelać w momencie, kiedy do tego strajku przystąpimy: (...)

Ja mam na to jedną odpowiedź, że nasze oczekiwania są takie, że jak część tego aparatu będzie strzelać, to inna część aparatu będzie strzelać do tych strzelających. I to się na tym opiera. (...)

W strajku generalnym spisujemy nową umowę, jaką w sierpniu żeśmy spisali. (...) Przestaje dla nas istnieć partia i powołujemy rząd tymczasowy do czasu wolnych wyborów do Sejmu. Innego wyjścia nie ma. (...) Umowa gdańska jest dzisiaj dokumentem historycznym, z którego niewiele mamy pożytku. (...) I my się będziemy domagali twardych postulatów politycznych"
[20].

W trakcie tych obrad omawiano sprawy przejmowania przez władze wyłonione przez „Solidarność" kluczowych dziedzin życia (jak np. sieć łączności), wspominano o zabezpieczeniu przez chłopów żywności przed rekwizycją, wspominano też o konieczności konsultacji z zachodnimi ekspertami.

W dniach 11 i 12 grudnia 1981 r. w Gdańsku obradowała Krajowa Komisja „Solidarności", obrady te toczyły się w podobnym duchu jak w Radomiu i Wrocławiu. Planowane na 17 grudnia 1981 r. demonstracje uliczne miały - według planów ekstremistów - przerodzić się w zamieszki na wielką skalę, a nawet w coś w rodzaju powstania, którego skutki mogły być nieobliczalne.

Wprowadzenie 13 grudnia 1981 r. stanu wojennego i internowanie decydującej części czołowego aktywu nie tylko „Solidarności", ale również i wielu organizacji opozycji politycznej, zapobiegło realizacji opisanego scenariusza.

Nie należy się jednak łudzić, że ludzie tacy, jak trockiści - twardzi i zdecydowani na wszystko, którzy w dodatku włożyli tyle pracy w organizację przygotowań do realizacji swych planów w Polsce (a także i w innych krajach socjalistycznych) - łatwo zrezygnują ze swych zamiarów. Mogą tylko, co najwyżej, czekać na następną odpowiednią okazję, podobnie zresztą, jak czekali po klęsce w 1968 r.

Józef Kossecki

---------------------------------------------

[3] Por.: „Szerszeń" czerwiec 1980, nr 14.

[4] Sytuacja wymaga nowej robotniczej alternatywy, „Walka klas", sierpień 1980, nr 17.

[5] Strajki w Polsce i ZSRR. Jak walczyć o prawa i niezależność klasy robotniczej, „Walka Klas", sierpień 1980, nr 17.

[6] Front Jedności o Rząd Odpowiedzialny przed Radami Robotniczymi, „Walka Klas", 29 października 1980, nr 19.

[7] Apel, „Walka Klas" 29 października 1980, nr 19.

[8] H. Paszt, Kogo broni Kościół: robotników czy PZPR?, „Walka Klas", 29 października 1980, nr 19.

[9] „Walka Klas", 28 grudnia 1980, nr 21.

[10] Komisje Robotnicze z Wolnymi Związkami w Polsce, „Walka Klas", 28 grudnia 1980, nr 21

[11] „Walka Klas" 25 marca 1981, nr 23.

[12] Tamże.

[13] Sergio Peiro, Nowy etap w budowie Partii Rewolucji Politycznej, „Walka Klas" 12 lipca 1981, nr 25.

[14] Tezy do dyskusji działaczy ZSRR i krajów Europy Wschodniej o powrót do Lenina, 1981 r. Maszynopis powielany.

[15] Z. Wolski, Przerwanie okrążenia, „Walka Klas" 25 września 1981, nr 26.

[16] B. Wilk, Niezależność od państwa, PZPR, od... Kościoła, „Walka Klas" 25 września 1981, nr 26.

[17] Z. Maciejewski, Wykreślić - i co dalej?, „Walka Klas" 25 września 1981, nr 26.

[18] M. Kantor, Walka o władzą robotniczą = prowokacja?, „Walka Klas" 25 września 1981 nr 26.

[19] Uchwala programowa III Konferencji Rewolucyjnej Ligi Robotniczej Polski, sekcji IV, Międzynarodówki - I konferencji w kraju. 1981 r. Maszynopis powielany.

[20] Cyt. wg: O co im naprawdę chodziło?... a dalej niech będzie co chce, „Trybuna Ludu" 3 marca 1982.