czwartek, 22 marca 2012

Niszczenie nauki polskiej cz. 2

Józef Kossecki

Okres stalinowski cz. 2



Akcja tzw. upartyjniania nauki oznaczała w praktyce niszczenie dużej części dorobku nauki polskiej oraz odcinanie naszych badaczy od kontaktu z nauką światową. Na gruzach polskich nauk humanistycznych starano się budować pseudonaukę, reklamowaną jako nowa rzekomo marksistowska nauka, pomijając przy tym dorobek tych marksistów, którzy byli „wyklęci” przez Stalina - przede wszystkim zaś dorobek Lwa Trockiego i jego zwolenników.

Przełomowe znaczenie miał I Kongres Nauki Polskiej w lecie 1951 r., który zlikwidował Polską Akademię Umiejętności i Towarzystwo Naukowe Warszawskie oraz zalecił przyjęcie marksizmu-leninizmu jako podstawy metodologii wszelkich badań naukowych.

Zadaniem zreformowanego w 1949 r. systemu studiów miało być zaszczepienie młodzieży tzw. naukowego światopoglądu, będącego wytworem stosowania zasad marksizmu-leninizmu we wszystkich dziedzinach myśli. Nauka miała stanowić tylko odcinek „frontu ideologicznego”.

Kluczową pozycją „frontu walki o nowy światopogląd” stała się filozofia. Andriej Żdanow stwierdził wyraźnie:

„Powstanie marksizmu było prawdziwym odkryciem, rewolucją w filozofii. (...) Marks i Engels stworzyli nową filozofię, jakościowo różną od wszystkich poprzednich, choćby nawet postępowych systemów filozoficznych”13.

Główny na terenie Polski w okresie stalinowskim urzędowy filozof Adam Schaff (który przed wojną był działaczem kominternowskim odbywając równocześnie aplikację adwokacką, zaś powołanie do pracy naukowej poczuł w czasie wojny w ZSRR) stwierdził:

„Filozofia jako pogląd na świat, jest odbiciem interesów tej klasy społecznej, która jest jej nosicielką. (...) Dlatego też filozofia klas posiadających - a taką była cała filozofia prócz marksizmu - nie może być całkowicie naukowa, posiada mniej lub bardziej wyraźny charakter spekulatywny. Dlatego dopiero filozofia marksistowska mogła stworzyć i stworzyła konsekwentnie naukowy pogląd na świat”14.

Naukowcy, którzy nie odpowiadali oficjalnej wykładni filozofii marksistowskiej, byli zwalczani. Przede wszystkim zaś rozpoczęto walkę z przedstawicielami lwowsko - warszawskiej szkoły filozoficznej; prowadzili ją - oprócz Adama Schaffa

Adam Schaff (1913-2006)

- Bronisław Baczko (który przedtem był politrukiem w wojsku), Henryk Holland (były ochotnik Armii Czerwonej), Leszek Kołakowski (który do IKKN przyszedł z aparatu organizacji młodzieżowej) i inni. Zaatakowano w sposób prymitywny twórcę szkoły lwowsko-warszawskiej Kazimierza Twardowskiego. H. Holland stwierdził wręcz, że K. Twardowski to „obskurant filozoficzny i fideista, zalatujący zakrystią”, zaś „w idealizmie i fideizmie Twardowskiego mamy do czynienia z «żebraczą zupką» eklektyzmu”. Gdy zaś profesor Tadeusz Kotarbiński próbował bronić swego mistrza, redakcja „Myśli Filozoficznej” stanęła zdecydowanie po stronie Hollanda15.

Dostało się zresztą również samemu T. Kotarbińskiemu. W 1951 r. pod patronatem Instytutu Kształcenia Kadr Naukowych przy KC PZPR została wydana książka B. Baczki pt. „O poglądach filozoficznych i społeczno-politycznych Tadeusza Kotarbińskiego”, czytamy w niej m. in.:

„(...) Przed wojną, z punktu widzenia takiej indywidualistyczno-elitarnej koncepcji etycznej, krzywdzoną mniejszością byli zapewne prześladowani przez faszyzm ludzie postępu. Dziś zaś - z punktu widzenia tego samego abstrakcyjnego stanowiska "pokrzywdzonymi" mogą się okazać "prześladowani" przez władzę ludową ludzie uprawiający dywersyjną, wrogą naszej ojczyźnie robotę. Nie chcemy twierdzić, że taka właśnie interpretacja leży w intencjach prof. Kotarbińskiego lub że poglądami swymi chce uzasadnić tego rodzaju interpretację - mamy głęboką nadzieję, że tak nie jest. Ale obiektywnie, niezależnie od intencji, taka koncepcja etyczna pozostawia pole dla takiej właśnie interpretacji, obiektywnie może ona być wykorzystana dla usprawiedliwienia swej działalności przez ludzi, którzy cynicznie depczą wszelkie normy moralne, którzy zdradzili swój naród, swoją ojczyznę, walcząc przeciwko władzy ludowej i nie przebierając w środkach w tej walce”16.

Powyższy tekst trudno traktować jako polemikę, nie tylko naukową ale nawet polityczną, stał on już właściwie na pograniczu donosu policyjnego - przecież w tym właśnie czasie odbywały się procesy niewinnych ludzi, oskarżanych właśnie o to, że walczą przeciwko władzy ludowej, w których zapadały surowe wyroki.

T. Kotarbiński próbował polemizować z B. Baczką, ale „Myśl Filozoficzna” zgromiła go za „burżuazyjny liberalizm”, zarzucając mu, że „uparcie nie chce zostać marksistą i komunistą”.
Kolejnym przedstawicielem szkoły lwowsko-warszawskiej, wybitnym polskim filozofem Kazimierzem Ajdukiewiczem, zajął się sam Adam Schaff, zarzucając mu, że nie chce zrozumieć i przyswoić sobie marksizmu oraz stwierdzając, że:

„Podział na filozofię marksistowską i niemarksistowską jest w naszej epoce najgłębszym, najistotniejszym, logicznie najpierwotniejszym podziałem w zakresie filozofii współczesnej. Podział ten jest współczesną formą podziału filozofów na ścierające się obozy materializmu i idealizmu.(...) Reakcją burżuazji na materializm dialektyczny i rewolucyjny ruch robotniczy jest wzmocnienie i forsownie idealizmu w różnych jego postaciach. (...) od otwartego obskurantyzmu religianckiego do wyrafinowanych, zakamuflowanych form idealizmu w postaci filozofii semantycznej. Cel i funkcja społeczna pozostają te same - przeciwko marksizmowi, przeciwko klasie robotniczej, w obronie ideologii burżuazyjnej”17.

A. Schaff stwierdził, że filozofia Ajdukiewicza jest idealistyczna, nienaukowa, a on sam jest przedstawicielem szkoły, do której należą „idealista” Twardowski, „religiant” Łukasiewicz, a także „faszysta i rasista” Leśniewski. Wtórował swemu nauczycielowi Leszek Kołakowski, który określił dorobek K. Ajdukiewicza mianem „filozofii nieinterwencji, znieczulającej religię na krytykę naukową, rozbrajającej wobec zabobonu i ciemnoty”18.

Krytyką najwybitniejszego polskiego historyka filozofii Władysława Tatarkiewicza, zajął się Tadeusz Kroński, stwierdzając:

„W rzeczywistości rozwój (filozofii) posiada dwa okresy: do Marksa i od Marksa. (...) Nierozumienie przełomowego charakteru filozofii marksistowskiej pociąga za sobą nieuchronne wykrzywienie całego rozwoju filozofii. (...) Każdy historyk filozofii jest (...) filozofem - materialistą lub idealistą. A więc: albo, wychodząc dziś z przesłanek materializmu dialektycznego, daje nam taką wizję przeszłości, która odpowiada prawdzie, albo wychodząc z pozycji idealistycznych daje wizję fałszywą”19.

Kroński sformułował tu wyraźnie swoiste kryterium prawdy naukowej, według którego o prawdzie lub fałszu dzieł naukowych decyduje to z jakich pozycji wychodzi ich autor.
Upowszechnienie tego rodzaju kryterium prawdy musiało prowadzić do ruiny nie tylko filozofii, ale również wszelkich nauk humanistycznych, a w konsekwencji nawet i przyrodniczych. Było natomiast bardzo wygodne dla wszelkiego rodzaju miernot i szarlatanów, którzy chcieli robić karierę naukową.

Stosowanie opisanego przez T. Krońskiego kryterium prawdy było bardzo wygodne dla stalinowskiego wymiaru sprawiedliwości - dla sądu najistotniejsze było to z jakich pozycji działał oskarżony, prawda materialna schodziła przy tym na plan dalszy. Nie było też sprawą przypadku, że w IKKN utworzono wydział filozofii z teorią państwa i prawa - było to łączenie teorii z praktyką. Dokonano też w związku z tym dewastacji nauk prawnych.

Przed II wojną światową i w pierwszych latach powojennych, wykształcenie polskich prawników oparte było na solidnych socjologicznych i psychologicznych podstawach oraz gruntownej wiedzy ściśle prawniczej, obejmującej również prawo kanoniczne, będące w owym czasie arcydziełem sztuki legislacyjnej (absolwenci wydziałów prawa polskich uniwersytetów uzyskiwali stopień magistra praw i prawa kanonicznego).

W okresie dwudziestolecia międzywojennego, na Uniwersytecie Warszawskim, teorię prawa opartą na własnej oryginalnej teorii psychologiczno-socjologicznej, wykładał profesor Leon Petrażycki. Do koncepcji L. Petrażyckiego nawiązywał profesor Wacław Makowski, który wykładał prawo karne na UW, był wicemarszałkiem Sejmu RP i autorem „Komentarza” do kodeksu karnego z 1932 r.

Własną socjologiczną szkołę prawa karnego stworzył profesor Juliusz Makarewicz, który najpierw wykładał na Uniwersytecie Jagiellońskim, a następnie na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie. Zwrócił on uwagę na znaczenie i wpływ czynników społecznych, historycznych, biologicznych i fizycznych na przestępczość. Był on prezesem sekcji prawa karnego Komisji Kodyfikacyjnej RP oraz głównym referentem kodeksu karnego z 1932 r., który opracowywał wspólnie z prof. W. Makowskim. Był to prawdziwie nowoczesny, precyzyjny kodeks karny, bardzo wysoko oceniany przez koła naukowe i polityczne ówczesnej Europy.

Znaczący dorobek w dziedzinie prawa - zwłaszcza kanonicznego - i nauk społecznych miał też Katolicki Uniwersytet Lubelski.

Na Uniwersytecie Warszawskim, który był wiodącą polską uczelnią, jeszcze w latach czterdziestych teorię prawa wykładał uczeń L. Petrażyckiego - profesor Henryk Piętka, pierwszą część tego przedmiotu stanowiła socjologia, część drugą nauka o normach społecznych (zwłaszcza prawnych). Wykład socjologii oparty był na psychologicznej teorii społeczeństwa L. Petrażyckiego i obejmował podstawowe pojęcia socjologiczne, naukę o rodzajach związków społecznych (od rodziny poprzez ród, szczep aż do narodu i wewnętrznych związków społecznych takich jak stany i klasy) oraz pojęcie państwa jako związku społecznego. Wykład nauki o normach społecznych oparty był na psychologicznej ich teorii L. Petrażyckiego i uwzględniał stosunek prawa do innych norm społecznych - a zwłaszcza do norm etycznych - oraz motywacyjne i wychowawcze działanie prawa20. W ramach wykładu teorii prawa słuchacz zapoznawał się z problemami psychologii i socjologii prawa, ucząc się rozumieć głębsze mechanizmy społecznego funkcjonowania norm prawnych. Dzięki takiemu przygotowaniu polscy prawnicy w okresie dwudziestolecia międzywojennego mogli tworzyć doskonałe ustawy, dobrze osadzone w polskich realiach społecznych.

Poczynając od 1949 r. ten dorobek polskich nauk prawnych oraz socjologii i psychologii systematycznie niszczono w imię walki z psychologiczną szkołą w socjologii - jako „reakcyjną teorią rozwoju społecznego”. Już w kolejnym wydaniu z 1949 r. skryptu teorii prawa profesora H. Piętki dokonano daleko idących zmian – np. usunięto cały rozdział dotyczący nauki o rodzajach związków społecznych, natomiast dodano wiele cytatów z dzieł profesora A. Schaffa. Okrojono też nauczanie logiki (która jednak nie została całkowicie wyeliminowana z programu studiów).

W nowym programie studiów prawniczych nie było też miejsca na psychologię śledztwa, czy nawet psychologię procesu sądowego – te przedmioty w późniejszym okresie PRL były w okrojonej formie nauczane co najwyżej w szkołach SB i MO.

Podstawą teorii prawa stało się twierdzenie, że „prawo to podniesiona do godności ustawy państwowej wola klasy panującej w danym społeczeństwie”. Według nowej teorii prawo i stosunki prawne są jedynie odzwierciedleniem ekonomicznych warunków życia społeczeństwa.

Z programu studiów prawnych usunięto też prawo kanoniczne i elementy nauki o prawie naturalnym.

Naukową teorię dowodów zastąpiono - omówioną wyżej - „teorią dowodów” A. Wyszyńskiego21.

W 1949 roku zamknięto Wydział Prawa i Nauk Społecznych Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.

Naukowcy, którzy nie chcieli się pogodzić z nowymi porządkami musieli odejść, a na ich miejsce przyszli nowi, którzy najczęściej przedtem z nauką nie mieli wiele wspólnego22, ale za to potrafili operować cytatami z dzieł klasyków marksizmu-leninizmu i reprezentowali jedynie słuszną nową wiedzę - czyli inaczej mówiąc „wychodzili ze słusznych pozycji”.

W rezultacie wychowano całą generację polskich prawników posiadających poważne luki w swym wykształceniu, którzy uchwalali i stosowali wielkie ilości wadliwych z punktu widzenia nie tylko legislacyjnego, ale również psychologicznego i socjologicznego, norm prawnych (ustaw, rozporządzeń, zarządzeń), w dodatku stosunkowo często zmienianych - co z punktu widzenia wychowawczego oddziaływania norm prawnych stanowi zasadniczy błąd.
Ta generacja prawników wychowywała następców „na obraz i podobieństwo swoje”. Ci następcy funkcjonują do dzisiaj, a przedmiotów usuniętych w okresie stalinowskim z programu studiów wydziałów prawa, do dziś nie przywrócono w pełnym wymiarze (wyjątek stanowią tu uczelnie katolickie), czemu zresztą trudno się dziwić, gdyż brak jest specjalistów z tych dziedzin, nie kształcono ich bowiem w Polsce przez blisko pół wieku.

Luki w wykształceniu naszych prawników, nie znających prawa kanonicznego, dały znać o sobie np. w związku ze sprawą negocjowania, podpisania i ratyfikacji konkordatu ze Stolicą Apostolską.

W codziennej praktyce naszych sądów i organów ścigania daje natomiast znać o sobie brak wykształcenia w zakresie nowoczesnej teorii dowodów, w których ocenie panuje zupełny woluntaryzm, maskowany zasadą swobodnej oceny dowodów przez sąd. Drastycznym przykładem braków w tej dziedzinie były publiczne kontrowersje w związku z oceną materiału dowodowego dotyczącego sprawy byłego premiera Józefa Oleksego, które wystąpiły między Urzędem Ochrony Państwa i byłym ministrem spraw wewnętrznych Andrzejem Milczanowskim (z zawodu prawnikiem, byłym prokuratorem) z jednej strony, a Prokuraturą Warszawskiego Okręgu Wojskowego z drugiej23. Zarówno w tej sprawie, jak i w wielu innych okazało się, że w szerokich kręgach prawniczych współczesnej Polski, funkcjonują nadal elementy teorii dowodów A. Wyszyńskiego, lub co gorsza opartej na nich stalinowskiej praktyki, w myśl której już sam kontakt z przestępcą może stanowić dowód winy. Niemal powszechnie też, przyznanie się do winy oskarżonego traktowane jest jako dowód - jeżeli nie wręcz „dowód koronny”24.

Analogicznych zniszczeń dokonano w naukach ekonomicznych i systemie kształcenia ekonomistów. Z programu studiów ekonomicznych usunięto psychologię gospodarczą, bez znajomości której nie można zrozumieć głębszych mechanizmów funkcjonowania rynku i motywacji działań ludzi w życiu społeczno-gospodarczym. Dyscyplina ta do dziś zresztą - mimo wprowadzania u nas gospodarki rynkowej - nie została w Polsce odbudowana, chociaż bez znajomości psychologicznych mechanizmów gospodarki nie jest możliwe prawidłowe jej zorganizowanie (i to zarówno gospodarki rynkowej jak i planowej), nie mówiąc już o skutecznym prowadzeniu wszelkiego rodzaju negocjacji, czy marketingu. Zamiast niej naucza się dziś pewnych chwytów marketingowych czy metod negocjacji bez znajomości i zrozumienia praw psychologicznych, na których się one opierają.

Podstawą wykształcenia ekonomistów stała się marksistowska ekonomia polityczna. Wykład tego przedmiotu obejmował przedkapitalistyczne sposoby produkcji, kapitalistyczny sposób produkcji i socjalistyczny sposób produkcji. Przedkapitalistyczne sposoby produkcji były ujmowane bardzo skrótowo. Wiedza zaś o sposobie produkcji kapitalistycznej była oparta na pracach K. Marksa, F. Engelsa oraz W.I. Lenina, była więc już w latach czterdziestych i pięćdziesiątych XX wieku mocno przestarzała.

Analiza socjalistycznego sposobu produkcji zajmowała najwięcej miejsca w wykładach ekonomii politycznej, miała jednak charakter głównie ideologiczno-propagandowy i w praktyce była mało użyteczna. Np. mówiąc o gospodarce planowej nie uczono nowoczesnych metod prognozowania demograficznego ani też planowania gospodarczego opartego o prognozy rozwoju ludności. W praktyce więc planowanie gospodarcze niejako wisiało w przysłowiowej próżni. Na szczęście pewne elementy demografii ocalały w naszej nauce i w późniejszym okresie wróciły do programu studiów ekonomicznych, a nawet były uwzględniane w praktyce planowania rozwoju społeczno-gospodarczego.

Jako głównego współczesnego ekonomistę, który twórczo rozwija dorobek Marksa, Engelsa i Lenina, przedstawiano Józefa Stalina, którego główny wkład do ekonomii politycznej stanowić miała jego książka pt. „Ekonomiczne problemy socjalizmu w ZSRR”. W książce tej Stalin sformułował dwa „podstawowe prawa ekonomiczne”. Jedno z nich to podstawowe prawo ekonomiczne współczesnego kapitalizmu, którego istotą jest zapewnienie maksymalnego zysku kapitalistycznego w drodze wyzysku, ruiny i pauperyzacji większości ludności danego kraju, ujarzmiania i systematycznego ograbiania narodów innych krajów, zwłaszcza zacofanych, wreszcie w drodze wojen i militaryzacji gospodarki narodowej wykorzystywanych dla zapewnienia najwyższych zysków. Natomiast drugie z nich to podstawowe prawo ekonomiczne socjalizmu, które według Stalina polega na zapewnieniu maksymalnego zaspokojenia stale rosnących materialnych i kulturalnych potrzeb całego społeczeństwa w drodze nieprzerwanego wzrostu i doskonalenia produkcji socjalistycznej na bazie najwyższej techniki.

Uprawiana w ten sposób ekonomia polityczna bliższa była propagandowej indoktrynacji politycznej niż nowoczesnej dyscypliny naukowej. Nic więc dziwnego, że kariery naukowe mogli w tym czasie robić ludzie tacy jak Seweryn Bialer, który najpierw - w okresie od maja 1945 r. do czerwca 1951 był kolejno kierownikiem wydziału politycznego Centrum Wyszkolenia Milicji Obywatelskiej w Słupsku, kierownikiem wydziału politycznego Komendy Głównej Milicji Obywatelskiej w Warszawie i zajmował inne kierownicze stanowiska polityczne w Milicji Obywatelskiej; następnie w okresie od czerwca 1951 do 31 stycznia 1956 r. działał jako aktywista partyjny pracując w Wydziale Propagandy Komitetu Centralnego PZPR, był lektorem KC PZPR, a także profesorem Instytutu Nauk Społecznych przy KC PZPR i pracownikiem naukowym Zakładu Nauk Ekonomicznych Polskiej Akademii Nauk, chociaż - jak można wnioskować z jego życiorysu opublikowanego po jego ucieczce z kraju przez Wydawnictwo „Wolnej Europy” – nie miał ukończonych wyższych studiów z prawdziwego zdarzenia i nie wiadomo czy miał porządną maturę – urodził się 3 listopada 1926 r., w momencie wybuchu wojny miał więc 13 lat, a później żył w warunkach, w których raczej nie miał możności ukończenia normalnej szkoły średniej, czy tym bardziej wyższych studiów25. S. Bialer nie był wyjątkiem.

W rezultacie opisanych wyżej pseudonaukowych działań wychowano całe pokolenie niedouczonych ekonomistów, które rzecz jasna wychowało podobnych sobie następców. Ci ludzie po latach, przystępując do reformowania gospodarki w ramach słynnego planu Balcerowicza, operowali abstrakcyjnym modelem gospodarki wolnorynkowej znanym z czasów K. Marksa, wzbogaconym doktryną monetarystyczną zapożyczoną z Zachodu, z którą łączyła ich zasada dławienia popytu, w okresie socjalizmu służąca akumulacji, zaś w okresie III RP walce z inflacją. Nie znali oni psychologii gospodarczej byli więc dawniej i są obecnie zaskakiwani nieprzewidzianymi reakcjami społeczeństwa. Takimi ludźmi łatwo mogli manipulować zachodni partnerzy, znakomicie znający psychologiczne podstawy wolnego rynku.

W socjologii ograniczano wszelkie teorie niemarksistowskie, zaś całkowicie eliminowano teorie sprzeczne z marksizmem, starając się tę dyscyplinę ograniczyć do materializmu historycznego, według którego rozwój społeczeństwa jest określany przez sposób produkcji dóbr materialnych koniecznych do istnienia ludzi.

Analogiczna sytuacja była w psychologii, którą starano się oprzeć na materializmie dialektycznym i historycznym oraz fizjologii I. P. Pawłowa.

Historię sprowadzono do roli dyscypliny usługowej w stosunku do propagandy, zaś metodologię badań historycznych starano się ograniczyć do dialektyki marksistowskiej, stosowanej zresztą w zależności od aktualnych potrzeb politycznych. Przygotowano też bardzo szybko nowe podręczniki historii, opracowane zgodnie z wytycznymi władz politycznych.

W 1951 r. została wydana „Historia Polski” Gryzeldy Missalowej (uczennicy profesora Marcelego Handelsmana) i Janiny Schoenbrenner - miał to być w założeniu ówczesnych dysponentów nauki polskiej, pierwszy oparty na metodologii marksistowskiej podręcznik historii naszego kraju; za udaną próbę uznali go tacy historycy jak W. Kula, B. Leśnodorski i T. Manteuffel26. W książce tej czytamy m.in.:

„Upatrzeni na przywódców powstania kierownicy AK związani byli z okupacyjnymi władzami i Gestapo. (...)

(...) Zdradzieckie dowództwo AK poddało się władzom hitlerowskim. Z honorami wzięli oni do "niewoli" hrabiego Bora-Komorowskiego, zbrodniczego "przywódcę" powstania”27.

„(...) Do szeregów PPS przedostało się dużo ludzi obcych klasie robotniczej, dużo wrogów. Ale i w szeregach rewolucyjnej PPR ujawniły się obce elementy, prawicowa, nacjonalistyczna grupa Gomułki. Nie chciała ona iść drogą wytyczoną przez ZSRR, drogą dyktatury proletariatu wypróbowaną przez WKP(b), drogą walki klasowej o zbudowanie socjalizmu. Twierdziła fałszywie, że istnieją dwie drogi. Hamowała walkę o przebudowę wsi, o to, by biedota wiejska i średniorolni chłopi zrzeszeni w dobrowolne spółdzielnie produkcyjne mogli szybko zdobyć dobrobyt i kulturę. Zdrowe elementy obu partii pokonały te wszystkie trudności. KC PPR napiętnował i rozbił odchylenie prawicowe i nacjonalistyczne”28.

W tym samym roku, gdy ukazał się cytowany podręcznik, odbywał się proces generała Stanisława Tatara i innych wyższych wojskowych, w więzieniach przebywało wielu żołnierzy AK, a także miało miejsce aresztowanie Mariana Spychalskiego wreszcie samego Władysława Gomułki. Powyższe więc fragmenty „Historii Polski” G. Missalowej i J. Schoenbrenner stały już na pograniczu aktualnej propagandy i donosu policyjnego.

O tym, że G. Missalowa i J. Schoenbrenner nie były w środowisku historyków odosobnione, świadczyć mogą nie tylko wspomniane wyżej pozytywne oceny ich podręcznika dokonane w partyjnych „Nowych Drogach” w 1952 r. przez W. Kulę, B. Leśnodorskiego i T. Manteuffla29, ale również liczne inne publikacje z tego okresu.

Warto tu dla przykładu zacytować fragment artykułu profesora Tadeusza Manteuffla (tego samego, który w 1968 r. stał się sztandarową postacią ówczesnej opozycji) opublikowanego w „Życiu Warszawy” z dnia 23 stycznia 1953 r. W artykule tym czytamy m.in.:

„Zadaniem polskiej nauki historycznej powinno być przeto przywrócenie poszanowania dla faktów i bezlitosne rozbijanie skorupy kłamstw pod którymi słudzy Watykanu, obszarnictwa i faszyzmu usiłowali ukryć i wypaczyć prawdę historyczną”30.

Właśnie w 1953 r., w którym T. Manteuffel opublikował swój artykuł, miał miejsce proces biskupa Czesława Kaczmarka - ordynariusza kieleckiego, któremu zarzucano, że jako „sługa Watykanu” rzekomo współpracował z faszystami. Również w tym samym roku nastąpiło aresztowanie prymasa Stefana Wyszyńskiego, a w więzieniach przebywało wielu przedstawicieli polskiego duchowieństwa. Publicystyka więc T. Manteuffla stała (podobnie jak G. Missalowej i J. Schoenbrenner) na pograniczu propagandy i donosu politycznego31.

Do programów studiów na wszystkich kierunkach wprowadzono takie przedmioty ideologiczno-indoktrynacyjne jak podstawy marksizmu-leninizmu, ekonomia polityczna, podstawy filozofii marksistowskiej; do szkół średnich zaś takie przedmioty jak nauka o społeczeństwie, nauka o Polsce i świecie współczesnym, zaś inne przedmioty przesycono treściami ideologicznymi.

Naukę w szkole średniej skrócono o dwa lata: w dotychczasowym systemie (ukształtowanym przed wojną w latach trzydziestych) szkoła średnia składała się z 4-letniego gimnazjum, po ukończeniu którego zdawano tzw. małą maturę i 2-letniego liceum po ukończeniu którego zdawano dużą maturę. Po wprowadzeniu na przełomie 1947 i 1948 roku reformy, naukę w szkole średniej - nazywanej teraz liceum - skrócono do lat 4. Naukę w szkole podstawowej przedłużono z 7 do 8 lat dopiero pod koniec lat 50-tych, tak że w wyniku reformy szkolnictwa przeprowadzonej w latach 1947-1948 sumaryczny czas nauki w szkole podstawowej i średniej uległ skróceniu z 12 do 11 lat – co zbliżało system polski do wzorca radzieckiej 10-latki. Usunięto z programu szkół ogólnokształcących propedeutykę filozofii, w ramach której obok elementów historii filozofii, nauczana była psychologia i logika - a więc przedmioty uczące samodzielnego krytycznego myślenia i oceny informacji niezbędnych przy podejmowaniu decyzji życiowych. Usunięto też łacinę, która była dotychczas przedmiotem obowiązkowym w gimnazjach i liceach humanistycznych, uczącym humanistów precyzyjnego wyrażania swych myśli. Zlikwidowano podział szkół średnich na matematyczno-przyrodnicze i humanistyczne, wprowadzając w ich miejsce licea ogólnokształcące, a ponadto bardzo rozbudowano średnie szkolnictwo zawodowe.

Stosunkowo obronną ręką wyszły z tego pogromu nauki ścisłe, techniczne i częściowo przyrodnicze. Od wpływu przedstawicieli tych nauk na życie społeczno-polityczne zabezpieczono się jednak w latach późniejszych lansując hasło walki z wpływem technokratów.

Nauki biologiczne ucierpiały jednak poważnie. Biologów zmuszano do uznania pseudonaukowych koncepcji radzieckiego akademika Trofima Łysenki (protegowanego Stalina) i jego szkoły. Wybitny radziecki genetyk Nikołaj Wawiłow, który przeprowadził ostrą krytykę koncepcji Łysenki, został aresztowany i zmarł w więzieniu.

Na temat naukowców, którzy nie chcieli się pogodzić z uprawianiem tego rodzaju pseudonauki narzucanej środowiskom naukowym pod szyldem marksizmu, pisał w 1953 r., z okazji śmierci Stalina, profesor A. Schaff:

„Należy stwierdzić, że wielu filozofów polskich – zwłaszcza wśród młodszego pokolenia - przeszło dużą ewolucję pod tym względem. Należy jednak stwierdzić jednocześnie, że ciągle jeszcze straszą u nas upiory filozofii obiektywistycznej, "prawdziwie naukowej", która pod przykrywką ponadklasowości spełnia faktycznie wyraźnie klasową, wrogą socjalizmowi funkcję filozofii burżuazji. Te wpływy musimy wytrzebić do końca. Musimy doprowadzić do zrozumienia przez ogół filozofów, że twórczą, antydogmatyczną filozofią może być tylko filozofia zwalczająca sprzeczne ze stanowiskiem nauki idealizm i metafizykę, że taką filozofią może być tylko materializm dialektyczny.

Powiązania z praktyką, ostrej klasowości, nieprzejednanej postawy wobec wroga klasowego – oto czego uczy nas Stalin.Uczy nas, że taką postawę może mieć tylko zwolennik materializmu dialektycznego.Ta nauka Stalina winna się stać własnością wszystkich naszych filozofów”.

„Odszedł od nas Józef Stalin – gigant myśli i czynu. Umarł, ale jednocześnie pozostał z nami, gdyż żyją i działają Jego nieśmiertelne idee, żyje i rozwija się Jego dzieło (...)”32.

Nie były to słowa rzucane na wiatr, ludzie, którzy nie chcieli zgodzić się na uprawianie pseudonauki w stylu, którego próbki pokazano powyżej, byli w sposób brutalny eliminowani z uczelni i odsuwani od wpływu na młodą kadrę. W rezultacie wychowano całe pokolenie humanistów, dla których pseudonaukowa metoda upowszechniana w tym czasie przez takich ludzi, jak wymienieni wyżej prominenci PRL-owskiej nauki, stała się chlebem powszednim. Ci ludzie dzierżyli w swym ręku ster nauki polskiej - zwłaszcza zaś wpływ na decyzje personalne i programowe – w okresie późniejszym i byli w stanie dość skutecznie blokować, a przynajmniej utrudniać podejmowane wielokrotnie (jeszcze w okresie PRL-u) próby zmiany sytuacji w polskiej humanistyce. Wychowali też oni swych następców w różnych dziedzinach nauki (analogicznie jak w naukach prawnych i ekonomicznych, o czym wspominaliśmy wyżej), którzy funkcjonują do dziś, zarówno w życiu naukowym jak i politycznym.

Józef Kossecki

ciąg dalszy - Niszczenie nauki polskiej cz. 3 - Okres gomułkowski

----------------------------------------------

13 A. Żdanow, Przemówienie w dyskusji filozoficznej, Warszawa 1948, s. 12.

14 A. Schaff, Narodziny i rozwój filozofii marksistowskiej, Warszawa 1950, s. 48.

15 Por. K. Kąkol, Marzec 68 Fakty i mity, Warszawa 1981, s. 17-18.

16 B. Baczko, O poglądach filozoficznych i społeczno-politycznych Tadeusza Kotarbińskiego, Warszawa 1951, s. 123.

17 A. Schaff, Poglądy filozoficzne Kazimierza Ajdukiewicza, „Myśl Filozoficzna”, nr 1, 1952, s. 213-214.

18 Por. K. Kąkol, Marzec 68..., wyd. cyt., s. 19.

19 T. Kroński, Historia filozofii Władysława Tatarkiewicza, „Myśl Filozoficzna”, nr 4, 1952, s. 270-271.

20 Por. H. Piętka, Teoria prawa; część I - Socjologia; część II - Nauka o normach społecznych (zwłaszcza prawnych); Warszawa 1947.

21 Por. J. Kossecki, Podstawy nauki porównawczej o cywilizacjach, Kielce 1996, s. 31.
Jakie były praktyczne skutki stosowania „teorii dowodów” A. Wyszyńskiego, mówiono już na naradzie aktywu partyjnego Najwyższego Sądu Wojskowego i Zarządu Sądownictwa Wojskowego w dniach 20 i 21 listopada 1956 r. Uczestniczący w tej naradzie kapitan Włodzimierz Tereszczuk stwierdził: „Proces inkwizycyjny wszczyna się na podstawie donosów - tak było również w sprawach tatarowskich (procesy gen. Stanisława Tatara i jego kolegów - przyp. J. K.). Sąd nie stosował się do większości zasad procesu karnego, nie przestrzegano na przykład zasady obiektywizmu, która nakazuje zbieranie wszystkich dostępnych materiałów dowodowych, zasady prawdy materialnej, z której wynika obowiązek najsumienniejszej pracy organów sprawiedliwości, obok jednoczesnego zwiększenia uprawnień oskarżonego. Ja widziałem na tych procesach dwie prawdy: jedną materialną, a drugą fikcyjną, stworzoną przez Skulbaszewskiego i jemu podobnych. Organa śledcze prawdę fikcyjną przykrywały zasłoną prawdy materialnej.

Jak do tego dochodzono, dowiedziałem się z rozprawy przeciwko ppłkowi Ledwigowi. Polegało to na tym, że oskarżonego przesłuchiwano bez przerwy po 20-24 godziny na dobę, często stojąc (wskutek czego przesłuchiwani mieli spuchnięte i zsiniałe nogi), obiecywano im łagodne kary, zwolnienie itd., a w razie nieprzyznania się grożono rozstrzelaniem albo uwięzieniem najbliższych. Jeżeli uzyskano takie przyznanie się, popierano to zeznaniami jednego albo dwóch świadków z tej samej grupy, których zeznania tak samo wymuszono. Dla sądu to było wystarczające i sąd oszukiwał nie tylko oskarżonych, ale również i własne sumienie, nie starał się dogłębnie zbadać sprawy, gdyż się bał. (...)” Cyt. wg. J. Poksiński, My sędziowie nie od Boga, wyd. cyt. , s. 127-128.

22 Jednym z najbardziej merytorycznie kompetentnych - a być może wręcz najbardziej kompetentnym - człowiekiem w tym gronie był mianowany profesorem na Wydziale Prawa Uniwersytetu Warszawskiego Stanisław Katz-Suchy, który miał ukończoną szkołę średnią i prawdziwą przedwojenną maturę oraz jeden rok studiów na Wydziale Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego.

23 Por. BIAŁA KSIĘGA. AKTA Śledztwa prowadzonego przez Prokuraturę Warszawskiego Okręgu Wojskowego w Warszawie w sprawie wniosków Ministra Spraw Wewnętrznych z dnia 19.12.1995 r. i 16.01.1996 r. (sygnatura akt PoŚl 1/96). Warszawa 1996.

24 Doświadczony sędzia Janusz Wojciechowski pisze na ten temat: „(...) Nie zapomnę wstrząsającej sprawy chłopaka oskarżonego o zabójstwo własnej matki. Przyznał się i siedział ponad rok w areszcie, zanim obiektywne dowody wykluczyły jego sprawstwo. Przepadła zarazem szansa złapania prawdziwego zabójcy. Pamiętam inną sprawę - mężczyzny oskarżonego o zabicie kobiety, wieczorem na skraju miasta. Też się przyznał, przesiedział trzy lata, aż się okazało, że kobieta prawdopodobnie w ogóle nie została zamordowana, tylko ją samochód zabił”. J. Wojciechowski, Dowód koronny, „Rzeczpospolita”, 4 marca 1996 r.

„(...) Może to zabrzmi jak herezja, ale tak to widzę na gruncie własnych sądowych doświadczeń, że nie ma niczego gorszego dla śledztwa niż podejrzany ochoczo przyznający się do winy.

Prowadzący śledztwo tracą wtedy głowy. Przestają myśleć o zabezpieczeniu śladów, eksperymentach, ekspertyzach, opiniach, poszukiwaniu obiektywnych, wiarygodnych świadków. Nic tylko przesłuchują podejrzanego dziesiątki razy, maglują na wszystkie strony od świtu do wieczora i «kupują» największe nawet brednie.
Potem urządzają jeszcze przedstawienie teatralne pt. «wizja lokalna», żeby podejrzany odegrał stosowną rolę według instrukcji i żeby to utrwalić w protokołach i na taśmach. Jeżeli na wizji pokazywał - znaczy że winien, taki funkcjonuje stereotyp. Zapomina się przy tym, że wizja lokalna w myśl przepisów kodeksu postępowania karnego nie jest pomyślana jako przedstawienie. Zarządzić ją można tylko wtedy, gdy trzeba sprawdzić jakieś okoliczności, istotne i wątpliwe. Nie jest dopuszczalne czynienie z wizji swoistej ilustracji do wyjaśnień oskarżonego. Kto by jednak zaprzątał sobie głowę takimi drobiazgami, skoro śledztwo idzie jak po maśle.

A potem przed sądem oskarżony oświadcza niespodziewanie, że nie jest winien i że się nie przyznaje. Poprzednie wyjaśnienia są nieprawdziwe, bo go do nich nakłaniano, zastraszono albo bito. Że na wizji pokazywał wszystko według policyjnego scenariusza. No i wtedy wychodzi na jaw przykra prawda, że poza odwołanym przyznaniem to właściwie innych dowodów nie ma. I oskarżenie zaczyna się sypać. Pamiętam kilka poważnych spraw, które tak właśnie doprowadzono do upadku”. J. Wojciechowski, Przyznanie się do winy, czyli utrudnianie śledztwa, „Rzeczpospolita”, 12 grudnia 1996 r.

Przeprowadzone ostatnio badania wykazują do jakiego stopnia można - nawet bez uciekania się do gróźb i przemocy - manipulować pamięcią i zeznaniami świadków, a cóż dopiero mówić o zeznaniach oskarżonych.

„Najnowsze eksperymenty badające wiarygodność zeznań świadków zbrodni przynoszą kolejny zestaw dowodów omylności ludzkiej pamięci. Nawet drobne i, wydawałoby się, niewinne komentarze poczynione w obecności naocznego świadka mogą mieć decydujący wpływ na ostateczną treść jego wspomnień o incydencie oraz przekonanie o rzetelności własnego zeznania.

Psycholodzy Gary Wells i Amy Bradfield zademonstrowali tę prawdę w ciekawie pomyślanym eksperymencie. Grupie 172 wolontariuszy zaprezentowano krótki film przedstawiający nieznaną im osobę, a następnie poproszono o wybranie jej zdjęcia spośród zestawu fotografii. Równocześnie testowani zostali poinformowani, że bohater filmu jest groźnym przestępcą. Dodajmy, że wśród podsuniętych zdjęć nie było jego podobizny, ale tego uczestnikom doświadczenia nie powiedziano.

Część ochotników niby mimochodem została wstępnie poinformowana, że wskazali właściwą fotografię. Wystarczyło to, by okazali się oni później znacznie pewniejsi swego wyboru. Niektórzy z nich (13%) twierdzili nawet, że doskonale pamiętają każdy szczegół wyglądu złoczyńcy - co, ze względu na sposób przedstawienia jego sylwetki na filmie, było czystą niemożliwością.

Najwyraźniej już zupełnie niewinny komentarz ze strony eksperymentatorów zupełnie wystarczył, żeby prawdziwe wspomnienie utonęło pod górą zmyślonych szczegółów. Wyniki tych oraz podobnych doświadczeń świadczą, że identyfikowanie przestępców na podstawie zeznań świadków może być źródłem wielu krzywdzących wyroków i niesprawiedliwych osądów.

Potwierdza to niepokojące zjawisko zeszłoroczny raport amerykańskiego Departamentu Sprawiedliwości, z którego wynika, że ponad 85% osób oskarżonych na podstawie czyjegoś zeznania o kryminalną działalność oczyszczono później z zarzutów dzięki wynikom testów genetycznych.

Wells ma nadzieję, że proponowana przez niego zmiana procedury dochodzeniowej - składanie szczegółowych zeznań w warunkach wykluczających możliwość sugerowania się cudzymi opiniami - pozwoli zminimalizować niebezpieczeństwo pojawienia się zniekształconych wspomnień i przyczyni się do podniesienia rzetelności wyroków sądowych”. „New Scientist”, 2065/1997; cyt. za „WIEDZA I ŻYCIE”, 6/1997, s. 6.

25 Por. S. Bialer, Wybrałem prawdę, Rozdział pierwszy, Wydawnictwo „Wolnej Europy”, s. 2.

26 Por. Gryzelda Missalowa (1 V 1901 - 18 III 1978), „KWARTALNIK HISTORYCZNY”, Rocznik LXXXV, Nr 4, Warszawa 1978, s. 1116.

27 G. Missalowa, J. Schoenbrenner, Historia Polski, Warszawa 1951, s. 284-285.

28 Tamże, s. 299.

29 Por. „Nowe Drogi”, nr 3, 1952.

30 „Życie Warszawy”, 23 stycznia 1953 r.

31 Trudno się dziwić, że w tej sytuacji zwykli publicyści - nie posiadający wyższego wykształcenia - pisali teksty takie jak np. Tadeusz Mazowiecki, który 27 września 1953 r. we „Wrocławskim Tygodniku Katolickim”, opublikował artykuł pt. „Wnioski”, w którym czytamy m.in.:
„Proces ks. biskupa Kaczmarka udowodnił również naocznie, i to nie po raz pierwszy, jak dalece imperializm amerykański, pragnący przy pomocy nowej wojny, a więc śmierci milionów ludzi, narzucić panowanie swego ustroju wyzysku i krzywdy społecznej krajom, które obrały nową drogę dziejową, usiłuje różnymi drogami oddziaływać na duchowieństwo oraz ludzi wierzących i kierować ich na drogę walki z własną ojczyzną, stanowiącą wspólne dobro wszystkich obywateli. Przedstawiając się jako obrońca cywilizacji chrześcijańskiej, imperializm amerykański dokonuje nadużycia, pragnąc oszukać katolików w krajach demokracji ludowej, w szczególności w Polsce, że nowa wojna, wojna dokonywana przy pomocy neo-hitlerowskiego Wehrmachtu ma pozostawać w zgodzie z dobrem Kościoła. (...). T. Mazowiecki, WNIOSKI, „Wrocławski Tygodnik Katolicki”, 27 września 1953 r.

32 A. Schaff, Stalinowski wkład w filozofię marksistowską, „Myśl Filozoficzna”, nr 2, 1953.

--------------------------------------------

źródło: Józef Kossecki, Wpływ totalnej wojny informacyjnej na dzieje PRL, Kielce 1999

--------------------------------------------

Weryfikacja polskich kadr naukowych - doc. Józef Kossecki

--------------------------------------------

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz